Hubert Klimko-Dobrzaniecki - "Preparator"




Klimko-Dobrzaniecki potrafi opowiadać smutne historie. Czyni to z wielką prostotą i współczuciem, które kojarzy się wyłącznie z pięknem. Kiedy w czasach studenckich trafiłam na jego "Dom róży", wrażliwość jego powieści trafiła mnie wprost do serca. Powracałam potem wielokrotnie do poruszającej "Kołysanki dla wisielca", zachwycałam się kolejnymi książkami: "Bornholm, Bornholm" czy "Grecy umierają w domu".

"Preparator" to powieść w istocie wstrząsająca, bo zadająca "banalne" pytania o korzenie zła, które aż do zakończenia pozostaje ukryte...Tytułowy preparator, czyli mężczyzna przygotowujący ciała zmarłych do pogrzebu, nazywany pogardliwie "macaczem zwłok", odsłania przed czytelnikiem dramatyczne koleje swojego życia, w którym znalazło się miejsce i na wielką miłość, i na fascynację sferą śmierci, i na skomplikowane relacje rodzinne. Powieść-spowiedź, powieść-dialog między głównym bohaterem a bezimiennym rozmówcą (dziennikarzem? prokuratorem? pisarzem?) to przede wszystkim świetnie opowiedziana historia, która, niczym w strumieniu świadomości, przeskakuje z tematu na temat, meandruje między strzępkami opowieści, dygresji i poszatkowanych anegdot. Dramatyczna prawda o bohaterze nabiera wymiaru tym bardziej przerażającego, że powieść ma charakter dokumentalny: wydany w ramach serii Na F/Aktach "Preparator" oparty jest na autentycznej historii z akt sądowych. Dobrzaniecki nasyca opowieść mężczyzny swoim wrażliwym wsłuchaniem w człowieka, głębokim smutkiem i czarnym humorem.
Mocna rzecz, kłopotliwie zagnieżdża się w głowie i zmusza do pytań o "sferę cienia" w nas samych. 

(zdj. empik.com)

Komentarze