Árpád
Schilling w spektaklu „Loser” stąpa po naprawdę cienkim lodzie.
Wygłasza buntownicze hasła społeczno-polityczne, kpi ze środowiska
artystycznego i węgierskiej inteligencji. Sam występuje jednak jako
reprezentant piętnowanych środowisk, kierując w swoją stronę
ostrze ciętego dowcipu i autoironii.
Twórca teatru Krétakör
w pierwszych scenach przedstawienia budzi zdumienie i konsternację.
Staje przed widzami jako reżyser; stojąc przy niewielkim popiersiu
Marksa opowiada o nowej polityce, która – jak twierdzi –
niepostrzeżenie zmienia Węgry w kraj autokratyczny. Wspomina o
niebezpiecznych utajnieniach umów międzynarodowych czy
zmniejszaniu dotacji na jego teatr bez podania wyraźnej przyczyny.
Źródłem jego oburzenia są nie tyle konkretne fakty
społeczno-polityczne, co odebranie obywatelowi i artyście prawa do
rzetelnej informacji. Stojąc przed publicznością i prowadząc
następnie dyskusję z żoną, Lillą Sárosdi,
zrzuca ubranie i namawia widzów, by na jego nagim ciele
napisali list do węgierskich intelektualistów. Zaangażowanie
publiczności, które kończy się ostentacyjnym wyjściem
jednego z widzów (jak się później okaże – aktora),
wydaje się specjalnie zainscenizowane.
Główną bohaterką spektaklu okaże się
ostatecznie Lilla, podejmująca różne inicjatywy w środowisku
artystycznym, którym rządzi pieniądz i polityczna
poprawność. Kobieta angażuje się w muzyczny projekt przyjaciółki,
która wprowadza na scenę grający na żywo zespół
(bardzo dobra oprawa muzyczna spektaklu). Bohaterki dyskutują o roli
kobiet w polityce i sztuce, chcą walczyć o to, by kobieta mogła
jako artystka przemówić własnym głosem. Wszelkie rozmowy
okazują się jałowe wobec faktu, że Lilla robi karierę wyłącznie
jako obiekt erotyczny.
Schilling również występuje w spektaklu jako
jeden z bohaterów, wypalony reżyser, który romansuje z
jedną z aktorek i skończył z marzeniami o wielkości. Jego udział
w przedstawieniu pozwala na oryginalne spiętrzenie znaczeń:
reżyser, który stworzył występujący na scenie zespół,
równocześnie należy do zespołu jako aktor odtwarzający
rolę reżysera. W ostrej satyrze na elity intelektualne Schilling
nie oszczędza nawet siebie i swojego teatru.
Spektakl przedstawia swoisty przegląd sytuacji i
dialogów w środowisku artystycznym, które wygłasza
banalne tyrady i oczywiste mądrości, a przyjmuje rolę autorytetu.
Artyści kreowani są na cynicznych lekkoduchów, którzy
pod płaszczykiem realizowania wyższych celów, przede
wszystkim chcą zarabiać pieniądze.
„Loser” ma ciekawą konstrukcję: sytuacje i dialogi
łączą się z partiami muzycznymi lub wokalnymi. Aktorzy grają
lekko, dynamicznie, potrafią śmiać się z samych siebie. Niektóre
sceny o zabarwieniu erotycznym pozostają na granicy dobrego smaku,
wydaje się to jednak celowym zabiegiem, mającym na celu wytrącenie
widza z równowagi i myślowej stagnacji.
Przedstawienie budzi skrajne emocje: od zaintrygowania
po niesmak. Schillingowi nie sposób jednak odmówić
odwagi i oryginalności pomysłu, Udało mu się bowiem przekroczyć
subtelną granicę między teatrem a życiem. I przedstawić swój
własny teatr w krzywym zwierciadle okrutnej satyry.
(teskt pisany dla "Dziennika Teatralnego": www.dziennikteatralny.pl)
zdj.:dialogfestival.pl
Komentarze
Prześlij komentarz