Fredrik Backman - "Mężczyzna imieniem Ove"



Ove ma 59 lat i jest "pieprzonym starym dziadem" (dosłowny cytat z książki!). Kiedy przeżywa stratę ukochanej żony i przymusowe przejście na wcześniejszą emeryturę, postanawia popełnić samobójstwo. Umieranie słabo mu jednak wychodzi, bo na osiedlu, na którym mieszka, stale jest coś do zrobienia. Do sąsiedniego domu wprowadza się ciężarna Iranka z dwiema córeczkami i fajtłapowatym mężem; odwieczny wróg (a zarazem jeden z nielicznych przyjaciół!) Ovego choruje na alzheimera, a opieka społeczna chce odebrać go żonie, zaś do domu głównego bohatera wprowadza się bezpański kot. Ove, mężczyzna z zasadami, niewzruszonym poczuciem obowiązku i zawsze wiedzący wszystko najlepiej, na ten obyczajowy "młyn" reaguje zrzędliwością i złośliwymi komentarzami. Nieświadomie jednak zmienia życie wszystkich wokół, choć ma dosyć własnego. 

Autor przedstawia nie tylko niezwykłą teraźniejszość bohatera, ale i jego przeszłość - od dalekiego od sielanki dzieciństwa z ukochanym ojcem, poprzez wielką miłość do żony - Sonji i zmagania z jej chorobą i śmiercią. Opis dawnych traum pozwala zrozumieć wrogość i niedostępność Ovego, który po odejściu Sonji "przestał żyć". Ove jest postacią, która równie mocno wkurza, co wzrusza. Backman tworzy świetne portrety: od wybuchowej Iranki - Parvaneh i  jej niesfornych córeczek (teksty trzylatki - bezbłędne!) przez grubego sąsiada - Jimmiego, po "homoseksualnego geja" - Mirsada. 

Powieść jest nie tylko rewelacyjnym obrazem sąsiedzkiego życia grupy "oryginałów", ale i przepiękną historią miłosną pełnej życia Sonji i mrukowatego Ovego. Losy bohaterów są ilustracją prawdy o tym, że potrzebujemy siebie nawzajem, a inność, nawet najbardziej odpychająca, da się oswoić. Lektura bardzo wciągająca, pełna czarnego humoru i mniej lub bardziej zamierzonych wzruszeń. Bez mrugnięcia okiem dodaję Ovego do ulubionych postaci szwedzkiej literatury. 

Komentarze