O książce Williama Landay'a "W obronie syna" pisałam tak niegdyś, jeszcze jako recenzent Empiku:
„W
obronie syna” to intrygujący mariaż powieści obyczajowej i
prawniczego thrillera. Prokurator Andy Barber prowadzi śledztwo w
sprawie morderstwa do momentu, gdy głównym podejrzanym
okazuje się jego własny syn. Świetnie poprowadzona intryga,
wciągająca historia rozpadu rodziny naznaczonej przez zbrodnię
plus teatralne sceny z sali sądowej – powieść łączy w sobie
zalety wczesnych dzieł Johna Grishama i napięcie rodem z „Musimy
porozmawiać o Kevinie” Lionela Shrivera. Gratka dla wielbicieli
kryminalnych historii z drugim dnem"
"Requiem dla Bostonu" to debiutancka powieśc Landay'a, która ukazała się dziewięć lat wcześniej. Widać w niej już zaczątki doskonałego stylu, którego znaki rozpoznawcze to narastające wciąż napięcie i zaskakujące zwroty akcji. Autor, który świat prawniczy zna z pierwszej ręki (jest prokuratorem okręgowym w Middlesex County w Massachusetts) kreśli wyrazisty obraz ciemnych interesów złych policjantów i gangsterskich porachunków. Choć, jak w klasycznym kryminale, akcja zawiązuje się w momencie odnalezienia ciała zamordowanego prokuratora, prywatne śledztwo gliniarza z małego miasteczka prowadzi do odkrycia wielu mrocznych sekretów bohaterów: jednym słowem, wszyscy są podejrzani, a pozornie niewinni słudzy prawa mają sporo na sumieniu. Z kart powieści wyłania się gorzka wizja rzeczywistości, w której zbrodnię popełnia się z pseudoszlachetnych pobudek, a dobrem okazuje się jedynie wybór mniejszego zła.
(zdj.empik.com)
(zdj.empik.com)
Komentarze
Prześlij komentarz