"Mistrz i Małgorzata" - Teatr Arlekin w Łodzi



Spektakl olśniewający formalnie i aktorsko. Wprowadza ciekawy pomysł podziału akcji na część "racjonalną" i "fantastyczną". Narratorem opowieści o Mistrzu i Małgorzacie reżyser (Waldemar Wolański) uczynił poetę, Iwana Bezdomnego, który w pierwszej części jest adresatem wyznań Mistrza, w drugiej - obserwatorem i komentatorem zdarzeń (świetna rola Mariusza Saniternika). Zachwyca przede wszystkim oryginalna scenografia: stojące w centralnej części sceny biurko przekształca się kolejno w kamienice ca Patriarszych Prudach, regał w książkami w suterenie Mistrza, leżankę w mieszkaniu Berlioza...Scena rozmowy Berlioza i Bezdomnego (w wersji lalkowej) na maleńkiej ławeczce na tle podświetlonych drzew jest wizualnie przepiękna. W spektaklu wykorzystano różnorodne formy lalkowe: od marionetek, przez przyczepione na tułowiu aktorów manekiny, po płaskie laleczki wykorzystywane w teatrze cieni. Znakomici aktorzy kreują wyjątkowe postaci: przezabawnego Behemota (Bartłomiej Brożyna), uwodzicielską Hellę (Katarzyna Stanisz), sarkastycznego Fagota (Marcin Sosiński), tajemniczego - niczym w gotyckich powieściach - Wolanda (Patryk Steczek). To my wcielamy się w rolę widowni magicznego pokazu w teatrze Varietes (iluzjonistyczne sztuczki ogląda się zresztą z otwartą po dziecięcemu buzią!), jesteśmy gośćmi balu u Wolanda (scena ma niesamowity klimat: płaskie lalki obrazujące gości balu, podwieszane są pośród snującego się dymu na hakach zwisających z sufitu, Woland zaś zasiada na podświetlonym podwyższeniu pomiędzy kolumnami).  Wątek Piłata i Jeszuy powraca jak refren tylko poprzez przywołanie słów pierwszego zdania powieści Mistrza: trochę brakuje rozwinięcia tego motywu, ale przyznać trzeba, że potraktowany został konsekwentnie jako rama, kontekst przedstawionych na scenie wydarzeń.
Jest magicznie, subtelnie, romantycznie. Nomen omen - mistrzowsko!

(zdj. teatrarlekin.pl)

Komentarze