"Cafe Fantazja, czyli kilka historii pachnących poziomkami"



„Cafe Fantazja, czyli kilka historii pachnących poziomkami” (na podstawie scenariusza Bernadety Kot, w reżyserii Anny Karwatki) to sentymentalny i pełen humoru portret lat 20. i 30., czyli czasów pięknych kobiet, szarmanckich mężczyzn, awangardowej poezji i spotkań w literackich kawiarniach. Spektakl, czy może raczej udatny montaż słowno-muzyczny z pogranicza koncertu i kabaretu, kreuje właśnie ów kawiarniany, duszny i romantyczny klimat, w którym ekscentryczne persony opowiadają o swoich romantycznych przeżyciach.

Konstrukcja przedstawienia opiera się na podziale przestrzeni na stolikowe „towarzystwa”, obsługiwane kolejno przez zażywną kelnereczkę (Ewa Suleja). Każdy z bohaterów, wciągany przez nią w lekką pogawędkę, na pytania o własną historię, odpowiada piosenką. Wykorzystane w spektaklu piosenki to zresztą utwory znane i lubiane, choć może coraz rzadziej śpiewane pod prysznicem czy przy goleniu. Dzięki nowym aranżacjom Aleksandry Kot, Bartłomieja Kota i Urszuli Kozy, przedwojenne „hity” (wśród nich między innymi „Ada, to nie wypada”, „Ach, jak przyjemnie”, „Umówiłem się z nią na dziewiątą” czy „Upić się warto”) nabierają blasku i brzmią bardzo nowocześnie.

Partie mówione i śpiewane są sprytnie, logicznie i spójnie skomponowane, a jedna opowieść płynnie przechodzi w następną. Młodzi wykonawcy śpiewają dobrze i bardzo dobrze, godząc talenty wokalne z próbkami aktorskimi. Są wśród utworów i muzyczno-dramatyczne „perełki”, jak „Już nie zapomnisz mnie” Michała Klepackiego, „Szkoda lata” Piotra Wacewicza, „Rebeka” Agnieszki Oślak czy „Nerwy, cholera!” Mateusza Oklasińskiego. Świeżo, lekko i młodzieńczo brzmią utwory „Ada, to nie wypada” Bernadety Kot z towarzyszeniem chóru czy „Ach, jak przyjemnie” w wykonaniu chóru żeńskiego. Spektakl zaczyna się i kończy nutą romantyczno-sentymentalną: od „Umówiłem się z nią na dziewiątą” w eleganckim wykonaniu Marka Nykla po chóralną wersję „Kiedy znów zakwitną białe bzy”. Wokalistom towarzyszy świetny zespół muzyczny pod kierownictwem Artura Kozy.

„Cafe Fantazja” dostarcza widzowi estetycznej przyjemności dla ucha i oka. Kostiumy w klimacie epoki, boa z piór i eleganckie surduty – to jest coś! Scena podzielona jest wyraźnie na kilka planów, wokaliści kolejno podchodzą do mikrofonów z przodu sceny, występując równocześnie przed kawiarnianymi gośćmi i publicznością. Nad całością przedsięwzięcia unosi się duch autentycznej nostalgii, tęsknoty za pełną kurtuazji i wysublimowania przedwojenną przeszłością. Dobrane do spektaklu utwory muzyczne z tekstami Juliana Tuwima, Emanuela Szlechtera czy Ludwika Starskiego pozwalają docenić urok dawnej mowy, z właściwymi jej „psotami” i „trzpiotkami”.

Przede wszystkim jednak wyśpiewane z uczuciem piosenki mówią o uczuciach właśnie, z charakterystyczną dla dawnych czasów powściągliwością, swoistą naiwnością i romantyzmem, który do dziś wzrusza i porusza serca.

„Cafe Fantazja” to przykład – nomen omen – fantazji, polotu i wrażliwości młodych ludzi, którzy kreując przed oczami widzów portret dwudziestolecia międzywojennego, zadbali przy tym o najdrobniejszy szczegół („z epoki” są również materiały promujące spektakl: świetny plakat Agnieszki Oślak czy oryginalny program zaprojektowany przez Piotra Lisa w formie kawiarnianego menu). Twórcom wielkie dzięki za serce (choć zgubione pod miedzą) i „odrobinę szczęścia w miłości”.


Komentarze