„Czekając
na Otella” w reżyserii Jana Naturskiego to udany mariaż
metateatralnego performansu z teatrem zaangażowanym. Historia dwóch
aktorów o afrykańskich korzeniach, przygotowujących się do
roli Otella, przedstawiona została w tonie komediowym, a raczej
tragikomicznym.
Spektakl wyróżniony w ramach Nurtu OFF 36.
Przeglądu Piosenki Aktorskiej w 2015 roku opiera się na
biograficznych opowieściach (mniej lub bardziej okrutnych anegdotach
o doświadczeniu dyskryminacji ze względu na kolor skóry)
Mikołaja Woubisheta i Amina Bensalema. W dialogach mężczyzn
dochodzą do głosu rasowe i narodowe stereotypy, które –
opatrzone zjadliwymi komentarzami – obnażają swoją pojęciową
miałkość i bezsens.
Aktorzy występują przed widzami nie tylko pod swoimi
nazwiskami, ale i jako figury osób dotkniętych różnego
typu wykluczeniem. Bardzo męskie (także pod względem językowej
dosadności) dialogi pozwalają dostrzec myślową pustkę u podstaw
wszelkich uprzedzeń. Święte oburzenie na stereotypowe postrzeganie
osób czarnoskórych styka się z równie
stereotypowym opisem Polski i Polaków. Problem tożsamości
został zresztą wzięty w ironiczny nawias – ze sceny padają
słowa: „to przecież spektakl o tożsamości!”. Samoświadomość
aktorów sytuuje ich na cienkiej i łatwo przekraczalnej
granicy między teatrem a rzeczywistością pozateatralną.
Dwójce aktorów towarzyszy muzyk (Grzegorz
Mazoń) – multiinstrumentalista ze Śląska, którego
pochodzenie również prowokuje do niewybrednych żartów.
Stanowi on przeciwwagę i punkt odniesienia dla zażarcie
dyskutujących antagonistów, komentuje ich poczynania i nieźle
z nich drwi. Jest zarazem uczestnikiem akcji i jej (nie do końca)
bezstronnym obserwatorem.
Pytania o tożsamość narodową i kwestię duchowego
zawieszenia aktorów między dwiema kulturami przeplatają się
z pytaniami o istotę sztuki samej w sobie i główne idee
Szekspirowskiego „Otella”. Czy czarnoskóry aktor w tej
roli to nie zbytnie uproszczenie? Czy można nazywać Otella dzikim
bez narażenia się na posądzenie o rasizm? W jednej ze scen
Woubishet buntuje się przeciw osadzaniu go w rolach tendencyjnych
(na czele z kultowym Murzynkiem Bambo), żądając ról
Kordiana czy Skrzetuskiego.
Spektakl o swobodnej strukturze, zakładający żywy
kontakt z publicznością (Bensalem kokietuje siedzące na widowni
panie, wśród których szuka „swojej Desdemony”)
sytuuje się na granicy sztuki i dokumentu. Mięsistym i soczystym
słowom towarzyszy świetny podkład muzyczny i piosenki (w tym
popisowa wersja Mazurka Dąbrowskiego dla „niegrzecznych
chłopców”).
„Czekając na Otella” z pozoru stawia bardzo poważne
pytania o polskość, narodowość, rasową i kulturową tożsamość.
Komediowy kontekst i groteskowy finał każą jednak postrzegać
spektakl jako artystyczną prowokację. Pierwotny bunt traci bowiem
impet, odsłaniając ukryty za fasadą społecznych i artystycznych
norm fałsz wzniosłych uczuć i zachowań. Bardzo dynamiczne i
dowcipne przedstawienie kieruje ostrze satyry ku nam samym. Myślimy
i działamy stereotypowo – oto gorzka lekcja, jaką z niego
wynosimy.
Komentarze
Prześlij komentarz