Jojo Moyes - "Kiedy odszedłeś"


Po literaturę typowo "babską" sięgam dość rzadko. Razi mnie w niej zazwyczaj wyolbrzymiony sentymentalizm, spoglądanie na wszystkie sprawy wszechświata przez pryzmat uczuć i niczym niezachwiana wiara w przeznaczenie (skoro ona marzy o nim, to ani chybi będą żyli długo i szczęśliwie!). Powieść "Kiedy odszedłeś" Jojo Moyes na szczęście niezupełnie powiela powyższe schematy, napisana jest lekko i z humorem. Książka jest wprawdzie kontynuacją powieści "Zanim się pojawiłeś" (której ekranizacja niebawem w kinach) ale myślę, że z powodzeniem można ją czytać niezależnie od części pierwszej, zwłaszcza że sam tytuł sugeruje zwrot akcji między jedną a drugą powieścią. Główna bohaterka,Louisa Clark, po odejściu ukochanego mężczyzny próbuje pozbierać swoje życie do kupy i znaleźć dobry powód, by nie tylko żyć dalej, ale i życiem się ucieszyć. Już na pierwszych stronach dowiadujemy się, że nie idzie jej najlepiej: pracuje w podłym barze na lotnisku i przeżuwa swoje żale w samotności. Zwrot akcji następuje bardzo szybko: Louisa spada z dachu swojego budynku, poznaje przystojnego sanitariusza i nastolatkę, która podaje się za córkę jej zmarłego ukochanego. W każdym razie dzieje się sporo, Louisa zaczyna zajmować się problemami innych ludzi, by trochę zapomnieć o swoich i dojrzewa do nowej miłości. Brzmi niby banalnie, sentymentalne teksty też się Moyes zdarzają (na szczęście nie w dużych dawkach), ale historię Louisy czyta się dość przyjemnie. O ile główni bohaterowie łatwo wpisują się w romansowe schematy, o tyle postacie drugo- i trzecioplanowe wypadają interesująco. Rodzice Louise przeżywający kryzys ze względu na "feministyczne przebudzenie" matki i dziadek z demencją to trio najlepszych - i najzabawniejszych - postaci. Smaczki obyczajowe zdarzają się też w opisach spotkań grupy wsparcia dla osób w żałobie, na które uczęszcza Lou. Mimo iż zagęszczenie zdarzeń chwilami irytuje i każe przypuszczać, że główna bohaterka może w życiu liczyć tylko na najgorsze scenariusze, "Kiedy odszedłeś" da się czytać bez znużenia. Nie jest to może literatura z górnej półki, nie przeżyjecie nad nią metafizycznych wzruszeń, ale spędzicie parę sympatycznych godzin przy kawie / w autobusie / na ławce w parku (niepotrzebne skreślić). 


Premiera powieści 15 czerwca. Przeczytałam przedpremierowo dzięki życzliwości Wydawnictwa Znak. 

Komentarze