"Piotruś Pan" - reż. Karolina Maciejaszek - Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu



"Piotruś Pan" w reżyserii Karoliny Maciejaszek, otwierający nowy sezon artystyczny w wałbrzyskim Teatrze Lalki i Aktora, to przedstawienie familijne, które, choć nieidealne, zrealizowane jest z pompą. Dynamiczna pop-filmowa muzyka Piotra Klimka nadaje spektaklowi ton, scenografia Mariki Wojciechowskiej mieni się kolorami, a aktorzy grają bez zarzutu. Jeśli przymkniemy oko na drobne niekonsekwencje fabularno-psychologiczne i twórczy, niemal barokowy, chaos wywołany wielością konwencji i środków wyrazu, wyjdziemy z teatru zadowoleni.

Ciekawym zabiegiem jest wpisanie opowieści o Piotrusiu w nadrzędną narrację o dorosłej Wendy (Patrycja Rojecka), która opowiada swojej córce o szalonych przygodach z dzieciństwa. Początkowo akcja mocno skupia się na relacji Wendy i Piotrusia (przedstawionej właściwie jako pierwsza, młodzieńcza miłość i fascynacja, której nie rozumie "podszyty chłopcem" Piotruś) by następnie skupić się na tęsknocie za domem i ogólnie pojętą "matczynością", z powodu której cierpią Zagubieni Chłopcy. Szalone zabawy bohaterów i ich starcie z piratami są niejako doklejone do głównej przypowieści o wartościach domowego ogniska. Zestawienie kilku, przerywanych zresztą nieustannie wątków, daje efekt scenicznego chaosu. Chwiejna konstrukcja przedstawienia może się obronić tylko pod warunkiem, że jako zasadę porządkującą przyjmiemy brak logiki właściwy dziecięcej zabawie.

Przynać trzeba, że spektakl jest bardzo efektowny dźwiękowo-wizualnie. Scena podzielona jest na kilka planów dzięki wprowadzeniu wielkiej, półprzezroczystej okiennej ramy stanowiącej symboliczne przejście do innych przestrzeni (rozgwieżdżonego nieba, Nibylandii czy na pokład pirackiego statku). Aktorzy animują rekwizyty, nadając im nowe funkcje i tworząc nowe formy (jak w scenie budowania domu dla Wendy). W epizodach z udziałem piratów scenę spowijają kłęby dymu - buntowniczy okrzyk czarnych charakterów (ubranych – jakżeby inaczej? – na czarno) to zresztą hasło: "narobimy dym". Zagubieni Chłopcy (Anna Jezierska, Jakub Grzybek i Kamil Król) występują w tęczowo-kolorowych strojach i berecikach jako – nomen omen – najbarwniejsze postaci spektaklu. Sam Piotruś i towarzysząca mu Wendy występują na scenie zarówno w żywym, jak i lalkowym planie (wielkookie laleczki animowane są przez aktorów, ubranych w identyczne jak one kostiumy). Muzyka ma żywy, pulsujący rytm, a piosenki wykonywane przez aktorów łatwo wpadają w ucho.

Przedstawienie skierowane do dzieci od lat 6 zupełnie niepotrzebnie uzupełniono o teksty mocno "dorosłe", które w wielu wypadkach wydają się zupełnie nie na miejscu. I, choć może rozbawią (nie wszystkich) rodziców, ich wartość dla dziecięcego widza jest co najmniej wątpliwa (jak choćby odzywki chłopców: "Chyba ty! Chyba twoja stara!" czy zjadliwe i sarkastyczne teksty Dzwoneczka).

Aktorski zespół na szczęście radzi sobie świetnie (nawet jeżeli niektóre sceny zbiorowe sprawiają wrażenie dziwnie nieskoordynowanych). Kamil Król prezentuje jak zwykle znakomicie, nawet w roli drugoplanowej (dodatkowe oklaski za epizod Flaminga!). Paweł Kuźma jako Piotruś zwraca uwagę sprawnością fizyczną i bardzo stosowną do roli chłopięcością. Paweł Pawlik jako Hak gra na granicy szarżowania, ale jego "dwubiegunowy" bohater ma rysy tragikomiczne.

Dynamizmu i nowoczesności spektaklowi odmówić się nie da. Przedstawienie balansuje jednak na granicy innowacyjności i po-nowoczesności, którą cechuje zestawienie różnych jakości i tradycji estetycznych, co na dłuższą metę, zamiast intrygować, trochę męczy. Nadmiar wrażeń estetycznych osłabia nieco wymowę poszczególnych scen, a bajkowość opowieści ściera się z podskórnym psychologizowaniem (postać Piotrusia funkcjonuje oczywiście jako modelowy przykład niedojrzałości i ucieczki przed odpowiedzialnością). Jeśli jednak pozwolimy  po dziecięcemu – porwać się feerii barw i dźwięków, będziemy może nie zachwyceni, ale usatysfakcjonowani.








Komentarze