"Silesia, Silentia" - reż. Marek Fiedor - Wrocławski Teatr Współczesny









„Dusza jest przypadkiem”. Tylko „przydarza się ciału”. „Ciało bez duszy jest doskonałe”. Bezduszne ciało trwa poza czasem i nie zadaje niewygodnych pytań o sens życia i cierpienia, nie dziwi się śmierci metafor i pustym znaczeniom. „Silesia, Silentia”, spektakl w reżyserii Marka Fiedora, adaptacja rewelacyjnego dramatu Lidii Amejko, stawia bardzo gorzką diagnozę ludzkiej kondycji, analizując jej tragiczne uwikłanie w dzieje.

Słowem-kluczem przedstawienia jest właśnie „dzianie”, rozumiane jednak nie tylko jako następstwo zdarzeń, lecz przede wszystkim jako wytwarzanie tkaniny. W tekście Amejko znajdziemy całe bogactwo krawieckich porównań, jako że głównym bohaterem dramatu uczyniła gabardynowy Płaszcz (Maciej Kowalczyk), dzieło Krawca z Breslau (Przemysław Kozłowski). W jednej z pierwszych scen spektaklu jesteśmy świadkami „stawania” się Płaszcza, aktu jego kreacji: noszący niemal boskie przymioty stwórca wchodzi w dialog ze swoim stworzeniem, które – obdarzone okruchem wolnej woli – broni się przed zaistnieniem. Kiedy jednak otrzymuje w darze przeznaczoną mu Duszę (Anna Kieca), poddaje się twórczym zabiegom Krawca. Kompozycja pierwszych epizodów przedstawienia jest zapowiedzią ogólnego klimatu spektaklu, zawieszonego między poetycką umownością a historycznym konkretem.

Przemiany epok w Breslau / Wrocławiu symbolizuje ruch wagonu kolejowego, przetaczanego po torach rozciągniętych wzdłuż sceny. Wypełnienie wagonowego szkieletu naręczem płaszczy, jesionek i palt, które sprawiają wrażenie ludzkiego tłumu, a następnie brutalne wyrzucanie ich pod stopy widzów to zaiste wstrząsający obraz wojennej zagłady, przemawiający mocniej niż tomy historycznych zapisków („spójrz, cała Europa w jednym wagonie”). Koleją przybywają do Wrocławia przesiedleńcy zza Buga, próbujący nieśmiało oswoić „znalezione miasto”; wagon staje się szynkiem, w którym rodzą się nowe idee. Myślowy ferment przybiera na sile, by w pełni objawić się w scenach obrazujących Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju, na którym gościli m.in. Pablo Picasso (Jerzy Senator) i Paul Eluard (Marek Kocot). Konkretne wydarzenia zostały pokazane w ogólnym zarysie, na scenie ważne są bowiem nie tyle fakty, co sam strumień „dziania się”.

Poetycko-symboliczny komentarz do ludzkich dziejów stanowią przede wszystkim dialogi Płaszcza i Krawca. Bohaterowie spotykają się na tle wielkiej Historii, by dociekać istoty jednostkowej, ludzkiej historii, z jej małymi tragediami i bólem nieodwracalnych wyborów. Punkt wyjścia stanowią osobiste przeżycia Krawca, jego doświadczenie Zagłady, rozstania z bliskimi, zastąpienia imienia numerem, czy wreszcie – ocalenia, które budzi poczucie winy w obliczu ogromu innych śmierci. Krawiec i jego Płaszcz są ze sobą nierozerwalnie związani, razem próbują interpretować sens dziejowych przemian, wadzą się z Bogiem, nazywanym „wiecznym dziewiarzem”. Dostrzegają niedoskonałości boskiego stworzenia, sugerując: „to, co nieudane, zawsze można spruć”.

Sercem przedstawienia jest mieniące się znaczeniami słowo: Amejko mistrzowsko panuje nad językiem (co udowodniła wcześniej m.in. w swojej powieści „Żywoty świętych osiedlowych”, która również stała się podstawą udanych adaptacji teatralnych), jest niezwykle wrażliwa na jego melodię. Teksty wypowiadane przez dobrych aktorów są pełne życia, soczyste, ożywiają mniej lub bardziej zamierzone, lecz za każdym razem zaskakujące skojarzenia. Najmocniejsze role w spektaklu to, obok Krawca w wykonaniu doskonałego Przemysława Kozłowskiego, Biskup/ Żeglarz 2 / Pablo Picasso Jerzego Senatora, Żona Krawca / Żeglarz 1 / Zofia Nałkowska / Kelnerka  Ireny Rybickiej czy Dia-Mat Macieja Tomaszewskiego.

Symboliczny klimat przedstawienia buduje skromna, lecz bogata w znaczenia scenografia Marka Fiedora. Bohaterowie „rodzą” się, wchodząc na scenę przez rozpięte pionowo na ramach giętkie sznurki, za każdym razem jakby wyłaniając się z niebytu. Skąpane w półmroku kolejowe tory prowadzą do półprzezroczystej ściany, na której wyświetlane są widmowe obrazy szczegółów „znalezionego” miasta. Słowa aktorów podkreśla i wzmacnia wyrazista muzyka Tomasza Hynka, wykonywana na żywo na gitarze basowej przez Grzegorza Ziołę.

„Silesia, Silentia” jest przypowieścią o tożsamości człowieka, jego zagubieniu w świecie i pośród meandrów historii. Adaptacja Fiedora wydobywa i wzmacnia walory językowe tekstu Amejko, pozwala nam nim myśleć i oddychać. W ascetycznej scenografii mocno wybrzmiewają uniwersalne pytania o sens życia i śmierci, i – choć wielu scenom towarzyszy sarkastyczny, czarny humor – z całą powagą dochodzi do głosu historia jednostkowej tragedii, wobec której bezradne okazuje się nawet słowo. 



(zdj. www.wteatrw.pl) 

Komentarze