"Masz trzy miesiące...Nie wiem, jak potoczy się Twoje życie,nie wiem, co będzie z nami,ale wiem, jak teraz wygląda Twoje życie i jak nam się obecnie wiedzie, a ponieważ nic z tego nie zapamiętasz, żadnego, nawet najmniejszego szczegółu, opowiem Ci o pierwszej wiośnie, którą spędziliśmy razem".
Po "Jesieni" i "Zimie" Knausgarda przyszedł czas na "Wiosnę" (tłum. Milena Skoczko). O ile w pierwszych dwóch częściach cyklu o porach roku autor objaśniał świat swojej nienarodzonej córce (a przy okazji pokazywał czytelnikowi piękno prostoty życia i wartość dostrzegania rzeczy drobnych) teraz kreśli przed nią wizję wczesnego okresu życia, którego wspomnienie szybko się zatrze. Jak zwykle opowiada przy tym o sprawach przyziemno-codziennych, nie szczędząc intymnych szczegółów z życia rodzinnego.
Zwykłe czynności ujęte w ramy literackiego słowa nabierają nowego znaczenia, oświetlane przez rozmaite skojarzenia psychologiczno-kulturowe. Knausgard głosi ogromną pochwałę rodzicielstwa, które, choć niełatwe, przynosi życiowe spełnienie i radość. Z niemal ekshibicjonistyczną przyjemnością mówi nam znów o sobie i własnym stosunku do żony i dzieci, nie unikając też tematów trudnych, dla rodziny wręcz dramatycznych (jak depresyjne epizody małżonki). Z wielką subtelnością i mądrością komentuje proste wydarzenia, a wybór adresatki zwierzeń nasyca tekst niezwykłą czułością. Narrator, którego nie sposób nie utożsamić z autorem, jest ojcem niezwykle wrażliwym, potrafi jednak przyznać się i do wychowawczych błędów, i do osobistych porażek. Jego proza jest "wiosennie" świeża, poruszająca i najzwyczajniej w świecie piękna.
Komentarze
Prześlij komentarz