„Małym
być to wielka rzecz”. „Mały Ktoś i Pogromca Potworów”
na podstawie autorskiego tekstu (i w reżyserii) Eweliny Ciszewskiej
opowiada pogodną, pełną przygód historię o odkrywaniu
siebie, oswajaniu własnych lęków i otwieraniu się na
przyjacielskie relacje z innymi.
Postać
tytułowego „Ktosia” ulega w spektaklu specyficznemu rozdwojeniu.
W pierwszych scenach przedstawienia poznajemy małego chłopca,
Wiktora (Paweł Pawlik), który, wyobcowany z towarzystwa
innych dzieci na podwórku, rysuje portret dziwnego stworka.
Nagabywany przez agresywnych chłopców, ucieka z rysunkiem i
kryje się w przepastnej szafie, w której wnętrzu rozgrywać
się będą kolejne epizody – już w planie lalkowym. Lalka Ktosia
funkcjonuje zatem jako swoiste alter ego Wiktora, wycofanego i
niepewnego własnej wartości. Totalnym przeciwieństwem nieśmiałego
i lękliwego bohatera okaże się Pogromca Potworów (Paweł
Kuźma), zuchwały (lecz skrywanym lękiem podszyty) poszukiwacz
przygód. Ta dwójka ruszy wspólnie w daleką
podróż do tajemniczej Sofii („Filo-Sofii!”), która
zna odpowiedź na wszystkie pytania.
Na
swojej drodze bohaterowie spotykają wiele kuriozalnie zabawnych
postaci, począwszy od hawajskiej boginki wykonującej taniec hula,
przez mamroczące korniki, po strasznego pająka. Każde ze spotkań
pozwoli Ktosiowi przełamać przeróżne lęki i ograniczenia w
imię wyższych celów, więc końcowe spotkanie z Sofią
(śpiewająca jazzowo...sofa) okaże się nie tyle odkrywcze, co
potwierdzające uświadomione wcześniej prawdy. Mały widz nauczy
się zatem, że warto sobie pomagać, a każdy – nawet najbardziej
niepozorny – ma wielką wartość.
Historia
Małego Ktosia rozgrywa się w kolorowej, baśniowej scenerii,
postaci przemieszczają się między „półkami” szafy
pośród wielobarwnych rekwizytów (scenografia Pauliny
Kasiukiewicz i Eweliny Ciszewskiej to największy atut spektaklu).
Zwraca uwagę oryginalny rysunek postaci – Ktoś jest niepozornym
„ziemniaczkiem” z nóżkami, Pogromca „Powtorów”
(jak sepleniąco określa siebie sam bohater!) nosi czerwony kapelusz
a'la Indiana Jones; korniki są białymi duszkami z białych
rękawiczek, pająk efektownie świeci w ciemności i autentycznie
straszy tańcem falujących odnóży (występ Kamila Króla
w roli pająka to zresztą jeden z najlepszych – o ile nie
najdoskonalszy – moment przedstawienia). Sofia błyska ślepiami z
nocnych lampek i szeroko otwiera błyszczącą na czerwono „paszczę”.
Pod
względem estetycznym spektakl jest świetnie dopracowany. Piękno
scenografii dopełnia klimatyczna muzyka Łukasza Damrycha,
podkreślająca dynamikę poszczególnych scen. Nieco słabiej
wypada sama kompozycja historii: narracja wyraźnie rozbija się na
ciąg epizodów. Opowieść jest nie do końca spójna,
oglądamy scenę po scenie, z których każda funkcjonuje
poniekąd jako odrębna całość. Bajka o Małym Ktosiu i Pogromcy
Potworów to nie tyle relacja z ich podróży, co migawki
ze wspólnej wędrówki. W psychologicznej warstwie
spektaklu zdarzają się również spore uproszczenia (gdy
Pogromca obawia się wyznać miłość myszy-Laurze, „złota rada”
Ktosia brzmi: „powiedz jej to”; Mały Ktoś irracjonalnie szybko
przełamuje swoje lęki). Drobne niekonsekwencje nie powinny jednak
przeszkadzać dzieciom w skupieniu się na przygodowym aspekcie
opowieści i poprawnym śledzeniu przebiegu akcji.
Atrakcyjne
dla młodego widza są przede wszystkim zabawne dialogi i pozytywne
przesłanie historii. Samo potraktowanie zaimka „Ktoś” jako
imienia własnego budzi efekty komiczne (m.in. gdy bohaterowie
posługują się zdaniami: „jest tu ktoś?” czy „ktoś ty?”).
Każda z postaci ma również specyficzny sposób
wysławiania się – nowoczesny i cool Pogromca stylizuje się
na superbohatera, Laura udaje silną i niezależną, Pająk gra swoją
„straszność”: sprzeczność słów i osobowości staje
się od razu widoczna i staje się niewyczerpalnym źródłem
żartu.
„Małego
Ktosia” ogląda się przyjemnie i bezboleśnie. Wielkie pytania
sprowadzone do małego, dziecięcego wymiaru, tracą nieco na
powadze, ale ostatecznie nie o powagę w spektaklu chodzi. W tej
ciekawej, autorskiej historii podanej w efektownym opakowaniu
uwidacznia się nie tylko rozrywkowy, ale i delikatnie dydaktyczny
wymiar teatru. A to w spektaklu dla dzieci chyba najważniejsze.
Komentarze
Prześlij komentarz