Paradoks współczesnego świata polega na tym, że radykalne
zmniejszenie międzyludzkiego dystansu w sensie geograficznym łączy się z
kryzysem bliskości i wartościowej komunikacji. „Afroazja” w reżyserii Martyny
Majewskiej jest mądrą i zabawną historią o dorastaniu i wyzwaniach
rodzicielstwa w szalonym pędzie nowoczesnego „dziś”.
Główną bohaterką przedstawienie jest Pola, nazywana
w pojemnych znaczeniowo wariantach Polą, Polką lub Polianną, energiczna i
zbuntowana dziewczynka w tiulowej koszulce i masce Batmana (bardzo dobra rola
Katarzyny Kłaczek). Polka wychowuje się
właściwie bez rodziców (pod czujnym okiem Babci) – ojciec spędza dwadzieścia trzy
godziny na dobę w pracy i w drodze do niej (jako stereotypowy „korposzczur”
pracuje w „wirtualnej kopalni”) a mama przebywa w tajemniczej Afroazji, z
której przysyła córce paczki w kartonach pokrytych żółtym futerkiem. Tato
przypomina sobie o ojcowskich obowiązkach tylko wtedy, gdy Poli trzeba czegoś
zakazać (wypowiadając autorytarnie hasło „jestem tatą”) a bardzo oficjalna
Babcia nie daje się łatwo wciągnąć do zabaw obdarzonej wielką wyobraźnią
dziewczynki. Polianna postanawia zatem wyruszyć w podróż do Afroazji, by
odnaleźć mamę.
Odyseja małej bohaterki w towarzystwie wysłanego
przez mamę Przewodnika (świetny Jakub Grzybek) to w rzeczywistości wędrówka
przez współczesny świat, przefiltrowany przez umysł dziecka. W Chincji od
najmłodszych lat dużo się pracuje, je ryż i składa origami, w Emaryce picie
coca-coli czyni z tubylców duże dzieci, a w Hindindi składa się ofiary wielu
bogom i tańczy w bollywoodzkim stylu. Obraz poszczególnych krain i interakcji
bohaterów z ich mieszkańcami cechuje spora ironia i sarkastyczny humor, a
obserwacje społecznych realiów okazują się zjadliwie trafne (rewelacyjna postać
Polaka z dwoma fakultetami pracującego w McDonaldsie czy niewinnego „chińcjańskiego”
dziecka nieświadomego znaczenia napisu „made in China” na gumowych kaloszkach:
w obu rolach znakomity Paweł Pawlik). Samo określenie Polski jako wsi położonej
w prowincji Europa sygnalizuje ujęcie rzeczywistości w gruby nawias.
„Geograficzny” motyw wędrówki dziewczynki ukazuje
proces jej dorastania, nawiązywania nowych znajomości i poszukiwania tego, co
wartościowe. Od pierwszych scen spektaklu Polka żyje w świecie rzeczy, które
stanowią substytut matczynej obecności, z utęsknieniem czeka na kolejne „afroazjatyckie”
prezenty (dostarczane zresztą przez przekomicznego listonosza – znów Pawła Pawlika).
Świat ogląda zaś przez „soczewkę” telefonu komórkowego, robiąc zdjęcia i kręcąc
filmiki z autorskimi występami. W podróży nauczy się dzielić z innymi i
przekona się, że wartość rzeczy polega na ich użyteczności dla kogoś, komu
można pomóc. „Afroazja” może młodego widza sporo nauczyć, wolna jest przy tym
od natrętnego moralizowania.
Akcja spektaklu toczy się wartko, zmiany czasu i
przestrzeni następują błyskawicznie (dzięki plastyczności scenografii Anny
Haudek). Marzenia małej bohaterki znajdują odzwierciedlenie w dynamicznych,
wpadających w ucho piosenkach (muzyka: Dawid Majewski) z efektownymi układami
choreograficznymi. Aktorzy wałbrzyskiej sceny znów dają się poznać w
różnorodnych odsłonach, wcielając się w kilka ról (obok wyżej wymienionych
artystów olśniewająco wypadają Patrycja Rojecka i Kamil Król).
Obraz świata kreowanego w „Afroazji” zachwyci i
rozbawi młodszą część publiczności – starszą zaś z pewnością skłoni do myślenia.
Słodko-gorzki tekst Martyny Majewskiej wyraźnie pokazuje, jaką cenę płacić
trzeba za osobisty sukces i jak wielkiego wysiłku wymaga podtrzymywanie
relacji, nawet tych najbliższych. Środki nowoczesnej komunikacji ukazywane są
albo jako środek do celu, albo jako niebezpieczna bańka, w której można się
odseparować od innych. Polka wyrusza w świat, by ostatecznie wrócić do siebie, potwierdzić
swoje miejsce na ziemi. Warto razem z twórcami spektaklu otworzyć się na świat,
by docenić wartość swojego „tutaj”.
(fot. walbrzych24.com)
Komentarze
Prześlij komentarz