"Makbet" - reż. Agata Duda-Gracz - Teatr Muzyczny Capitol









Krew, gwałt, śmierć. Szerokie pola semantyczne tej triady pojęć pozwalają ogarnąć interpretacyjnie spektakl „Makbet” w adaptacji i reżyserii Agaty Dudy-Gracz. Jej wersja szekspirowskiej tragedii jest trudna, niewygodna, zawieszona gdzieś pomiędzy żywiołami cywilizacji i barbarzyństwa. Skupia się  na motywie wszechobecności i banalności zła, na które fatalnie skazany jest człowiek.

Spektakl ma konstrukcję otwartą, publiczność zajmuje miejsca na widowni in media res: aktorzy od początku znajdują się na scenie, przy odsłoniętej kurtynie. Makbet (Cezary Studniak) siedzi w jasnym kwadracie światła, podpisanym jego imieniem. W tle widać oświetloną na czerwono twarz Hekate (doskonała Emose Uhunmwangho) z przodu leżą nieruchome ciała aktorów. Całość akcji rozgrywa się na pochyłej scenie, która wielokrotnie zmienia kąt nachylenia: im bardziej stroma, tym niebezpieczniejsza  dla zsuwających się po niej ciał. Przestrzeń ma charakter umowny: bohaterowie odgrywają swoje role w samym środku pustki między ziemią a niebem, życiem i śmiercią. Gwałt i przemoc są tu wszechobecne: wszak pierwsze sceny tragedii mówią o wojennych triumfach Makbeta. Trzy wiedźmy (Helena Sujecka, Anieszka Oryńska-Lesicka i Justyna Antoniak) powstają z pobojowiska jako skrzywdzone kobiety – największe ofiary męskiej żądzy władzy i dążenia do dominacji.

Sam fakt uniwersalnego uwikłania człowieka w zło sygnalizują kostiumy aktorów: mężczyźni występują w czerwonych, kraciastych spódnicach, przypominających szkockie kilty, kobiety – w splamionych krwią sukniach (najbardziej unurzany w posoce jest strój lady Makbet). Ciała aktorów pokryte są tatuażami, które nadają im wygląd pierwotnego, „brudnego” plemienia. Ich „barbarzyńskość” silnie kontrastuje z zanurzonym w żywiole antycznym pojęciem fatum, od którego nie ma ucieczki. Jego uosobieniem jest na scenie Hekate, śpiewająca głębokim głosem pieśni wprowadzające do kolejnych epizodów. To ona zdaje się panować nad całością scenicznej rzeczywistości, ona też będzie bezpośrednio odpowiedzialna za śmierć Makbeta i wprowadzenie Malcolma na tron. Fatalizm postaci Makbeta doskonale wyraża jej umiejscowienie w przestrzeni – przez cały spektakl bohater jest uwięziony w świetlanym kwadracie, którego granice przekracza jedynie lady Makbet.  

Szekspirowscy bohaterowie są u Dudy-Gracz odstręczający, nie budzą  współczucia czy zrozumienia. Nawet Duncan, będący w tragedii postacią ewidentnie szlachetną i niewinną ofiarą morderstwa, tu jest chciwym i lubieżnym starcem (gwałci lady Makbet, dając jej tym samym powód do osobistej zemsty) i ginie w żałosny sposób (świetnie skomponowana scena, w której nagi król wymachuje małym sztylecikiem, by w końcu zginąć od jego ciosu w potokach czerwonego światła). Dobro i nieskazitelność uosabiają w spektaklu postaci dziecięce (Fleance i syn Macduffa) i związane z nimi rekwizyty (niebieskie jojo i konik na kółkach).

Przedstawienie jest niezwykle mocne w wizualnym przekazie, znakomicie skomponowane. Na uznanie zasługuje wysmakowana „malarskość” poszczególnych scen: począwszy od kunsztownego orszaku pogrzebowego Duncana, przez piękny choreograficznie epizod uczty, po niemal mesjański rysunek triumfującego Malcolma. Niepokój i grozę potęguje "elżbietańska" muzyka Mai Kleszcz i Wojciecha Krzaka. Wielogłosowe śpiewy łacińskie i angielskie budują posępnie uroczysty nastrój. Ukoronowaniem zalet spektaklu jest bardzo dobre aktorstwo. Grająca Lady Makbet Magdalena Kumorek swoją siłą i samoświadomością przyćmiła nieco występ Cezarego Studniaka w roli tytułowej. Mocne charaktery zbudowali także Ildefons Stachowiak (Teatr Nowy w Poznaniu) w roli Duncana, Łukasz Szmidt (jak wyżej) w roli Macduffa czy Artur Caturian jako Malcolm.

„Makbet” Agaty Dudy-Gracz jest jak wizyjny poemat o uwikłaniu w człowieka w zło i jego tragicznych wyborach. Pokazuje ludzką historię jako nieprzerwany cykl przemocy, gwałtu i żądzy. Stawia nam przed oczy nas samych, którzy milcząco wstydzimy się za własne postępki. Jak napisał w swoim „Dzienniku” Sándor Márai: „Szekspir przeszywa człowieka prądem jak niezwykłe spotkania. Ten prąd budzi do życia, skłania do działania, wzmaga napięcie”. Zgodnie z jego diagnozą „Makbet” wrocławskiego Capitolu jest bardzo szekspirowski – gdyż potężnie wstrząsa i elektryzuje. 


Zdjęcie: http://teatr-capitol.pl


Komentarze