Romain Puertolas - "Całe lato bez Facebooka"






Strasznie lubię absurdalny humor i nieskrępowaną wyobraźnię Puertolasa. "Całe lato bez Facebooka" to jego nowa powieść w konwencji kryminału czy raczej komedii kryminalnej (w wykonaniu autora, który wcześniej kazał utknąć fakirowi w szafie Ikea, dziewczynce - połknąć chmurę tak wielką jak wieża Eiffla, a potem od-hibernował Napoleona, zwykła historia o zbrodni i poszukiwaniu mordercy nie może być zwykłą historią!). Główna bohaterka, Agatha Crispies (podobieństwo do Agathy Christie jak najbardziej zamierzone) jest czarnoskórą policjantką o nader obfitych kształtach, dyscyplinarnie przeniesioną z Nowego Jorku w stanie Nowy Jork do Nowego Jorku w stanie Kolorado (stu pięćdziesięciu mieszkańców, brak internetu!). W małym miasteczku, w którym wszyscy się znają, brakuje jej jednak zbrodni z prawdziwego zdarzenia. Praca na posterunku sprowadza się bowiem do prowadzenia kółek zainteresowań dla policjantów, którzy - z braku innych zajęć - wędkują, szydełkują lub czytają książki (to Agatha). Kiedy zatem w sąsiedniej miejscowości zostają znalezione poszatkowane zwłoki (narzędzie zbrodni okazuje się dość kuriozalne, ale nie będę wam psuć niespodzianki), Agatha w te pędy wszczyna poważne śledztwo, konkurując z irytującym szeryfem MacDonaldem. A ponieważ na jednym trupie się nie skończy, Crispies będzie miała pełne ręce roboty. Pogryzając czekoladowe donuty (nieuleczalny nałóg!) prowadzi przesłuchania w miasteczku, z doskoku kontunuując prowadzenie policyjnego klubu czytelniczego. 

Część akcji relacjonuje czytelnikowi sama bohaterka w śledczo-literackim pamiętniku. Agatha jest bowiem nie tylko policjantką (i córką policjanta), ale i namiętną czytelniczką. Dzięki jej narracyjnym wstawkom poznajemy rozliczne anegdoty z życia słynnych pisarzy, dowiadujemy się, dlaczego nawet James Joyce nie przeczytał "Ulissesa", Thoreau nie umiał pisać po angielsku, a Margaret Mitchell była autorką zaledwie jednej książki. Bohaterka sprytnie prowadzi czytelnika przez zawiłości akcji (w której nie zabraknie nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności uznawanych za zupełną oczywistość) i nie tylko bierze udział w opowiadanych wydarzeniach, ale i je komentuje. A ponieważ jest oczytana w historiach kryminalnych, uświadamia nam konstrukcyjne "sztuczki", zwraca się wprost do nas, biorąc całą historię w gruby nawias.

Powieść zaludniają jak zwykle odmalowane z humorem absurdalne postaci:  lekarz sądowy, którego pierwszy wniosek na miejscu zbrodni brzmi zawsze: "nie żyje", przystojny drwal piszący poradniki motywacyjne w klimacie westernu ("Paulo Coelho w połączeniu z Brokeback Mountain"), niedowidząca pani Jennings wielokrotnie gubiącą kota nazywanego Janem Pawłem II ("po ulubionym papieżu"!) czy polska sprzątaczka o niewymawialnym nazwisku...Grzegorczyk. Akcja toczy się wartko, można ubawić się przednio słownym i sytuacyjnym żartem. Puertolas świetnie żongluje konwencjami, zdradzając przy tym wielką literacką erudycję. "Całe lato bez Facebooka" czyta się lekko, powieść nie raz może zaskoczyć, zadziwić, a przede wszystkim rozbawić. Dobra lektura na letni czas, świeży oddech po ciężkich fabułach, które ostatnio fundowałam sobie hurtowo. Zajrzyjcie do niej koniecznie.


Komentarze