"Bolko Świdnicki: mały-wielki książę" - reż. Aga Błaszczak - Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu




Przedstawianie wydarzeń historycznych na scenie – i to dla dziecięcego widza – niesie ze sobą spore ryzyko popadnięcia w patos lub zagubienia w labiryntach faktografii. Spektakl w reżyserii Agi Błaszczak, "Bolko Świdnicki: mały-wielki książę", oparty na życiorysie ostatniego z niezależnych Piastów na Śląsku, dzięki oryginalnemu i świeżemu spojrzeniu na materiał historyczny, unika tych pułapek. Nie jest podniosłą akademią ku czci, lecz żywą narracją o dojrzewającym i ambitnym władcy.

Co ciekawe, przedstawienie wystawiane jest w sali balowej zamku Książ, czyli w dawnej rezydencji księcia. Widzowie traktowani są zrazu jako jego orszak koronacyjny, wprowadzani do sali przez ubranych w średniowieczne stroje aktorów. W dalszej części spektaklu pełnią zaś rolę mieszkańców oblężonej przez Czechów Świdnicy. Akcja zawiązuje się w momencie śmierci ojca Bolka, księcia Bernarda Świdnickiego. Młody, bo zaledwie czternastoletni Bolko (Filip Niżyński), wstępuje na książęcy tron, wspierany przez matkę, Kunegundę (Anna Jezierska). Spektakl przedstawia długie lata jego panowania w obrazach opatrzonych komentarzem skryby-Henryka (Paweł Kuźma), rówieśnika księcia. Jego opowieści o burzliwej historii Śląska ilustrują barwne, bardzo czytelne pod względem geograficzno-historycznym projekcje Wojciecha Broszczaka.

Epizody z życia Bolka Świdnickiego opowiedziano w sposób prosty i zrozumiały dla młodego odbiorcy. Scenografia spektaklu (której autorką jest Ľudmila Bubánová) wydaje się skromna (drewniany tron, stołki i rzeźbione prostopadłościany na kółkach) – okazuje się jednak podatna na działania aktorów, którzy organizują przestrzeń wokół siebie, pozwalając nieskomplikowanym konstrukcjom "zagrać" wystrój zamkowych sal czy książęcy powóz. Akcja spektaklu rozwija się zrazu powoli, by po dość nużącym początku (przejęcie władzy przez Bolka i dyskusje polityczne) nabrać tempa w scenie awanturniczej podróży na Węgry. Najbardziej efektowny dramaturgicznie i wizualnie jest epizod ataku Czechów na Świdnicę: walka między ubranymi w jaskrawe, kreskówkowe stroje rycerzami, odbywa się niebezpiecznie (i emocjonująco!) blisko widza.

Historia okazuje się plastycznym i wdzięcznym materiałem do artystycznej obróbki, a średniowieczna opowieść wzbogacona została o motywy bardzo współczesne. Książęcy woźnica posługuje się GPS-em, wesele Bolka staje się klubową imprezą, atakujące Świdnicę wojska czeskie porównuje się do terrorystów. Sam Bolko zaś nie jest posągowym herosem, lecz pełnym werwy, dowcipnym, spragnionym przyjaźni chłopakiem, trochę zagubionym w świecie wielkiej polityki, lecz zarazem życiowo mądrym.

Historia o małym-wielkim księciu jest również pochwałą odwagi i wytrwałości. Bolko w swoich poczynaniach posłuszny jest naukom ojca mówiącym o tym, że powodem do chluby jest nie brak upadków, lecz umiejętność podnoszenia się z nich. Dzięki świetnej grze aktorskiej papierowe postaci z kart historii nabierają życia, są nam tak po ludzku i emocjonalnie bliskie. Na scenie ukazany został długotrwały proces dojrzewania Bolka, który z zalęknionego chłopaka przeobraża się w świadomego i odpowiedzialnego za własne czyny polityka.

Spektakl podkreśla wartość lokalnej tożsamości, opowiadając o czasach rozbicia dzielnicowego i ścierających się na Śląsku wpływach czeskich i niemieckich. Naczelną wartością dla młodego władcy, wnuka Władysława Łokietka, jest polskość tych ziem – przesłanie przedstawienia dobrze wpisuje się w kontekst obchodów 100-lecia polskiej niepodległości. A młodzi wałbrzyszanie mają szansę skonfrontować się z fascynującymi dziejami ich regionu.










Komentarze