"Zaskórniaki i inne dziwadła z krainy portfela" - reż. Daniel Arbaczewski - Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu




Twórcy spektaklu “Zaskórniaki i inne dziwadła z krainy portfela” (inspirowanego sympatyczną książeczką Grzegorza Kasdepke) postawili sobie za cel objaśnienie młodym widzom zawiłości ekonomicznej terminologii. Zaintrygowana tym, czy udało im się wykonać to karkołomne zadanie, wzięłam na spytki ośmioletnią siostrzenicę, obecną na pokazie przedpremierowym:
- Aktorzy naprawdę objaśnili ci wszystkie pojęcia?
-Nie.
-A czego ci w spektaklu zabrakło?
-Wszystkiego!

Sceniczna narracja opiera się na prostym schemacie fabularnym: profesor (Paweł Pawlik) i jego współpracownicy, pan Filip (Filip Nizyński) i pan Marian (Seweryn Mrożkiewicz) dowiadują się o wstrzymaniu dotacji z ministerstwa. Aby ocalić dalsze badania (choć nie dowiadujemy się, jakie, z jakiej dziedziny i w jakim celu) postanawiają myśleć innowacyjnie, zainwestować odnalezione w kątach (i po kieszeniach) zaskórniaki, a w końcu – czerpać zyski z otwarcia „Ogrodu dziwnych stworów ekonomicznych”. Całość historii składa się z wielokrotnie powtarzanego motywu pozyskiwania nowych okazów do osobliwej kolekcji, obserwowania ich i nazywania. Pojęcia z dziedziny ekonomii, jak m.in. manko, debet, dochód, popyt, podaż czy fiskus przedstawiono w postaci mikroorganizmów, poddawanych badaniom przez ekipę naukowców.

Ekonomiczne „stwory” bohaterowie oglądają pod mikroskopem (widoki ze szkiełek wyświetlane są na okrągłych ekranach w centrum i po bokach sceny). Całe laboratorium, sterylnie białe, przypomina wyciętą z papieru dziecięcą zabawkę; naukowcy zaś ubrani są w groteskowo udrapowane fartuchy, przypominające kaftany bezpieczeństwa. „Zaskórniakom” nie sposób odmówić zatem estetycznego blasku. Scenografię i kostiumy Dariusza Panasa zaliczyć należy do największych zalet przedstawienia.

Wymieniane w dialogach ekonomiczne pojęcia mają niestety często postać pustych, niedostatecznie objaśnionych, haseł. Scenariuszowy humor słowny trafia w związku z tym głównie do dorosłego widza. Dziecko otrzymuje dość enigmatyczne informacje o tym, że podatki płacić trzeba, debet można pokryć „świeżymi złotówkami”, fiskus ma żarłoczną naturę, a monopol zwalcza się poprzez wytworzenie konkurencji. Wprowadzenie w żaden sposób niekomentowanych, a dość jednak złożonych haseł, jak hossa i bessa, netto i brutto czy eksport i import, nic do spektaklu nie wnosi, a nawet zaciemnia jego przekaz. Urozmaiceniu dialogów mają służyć piosenki z muzyką Huberta Pyrgiesa. O ile śpiewane są wdzięcznie, z werwą i z przyjemnymi dla oka układami choreograficznymi, stanowią jedynie kolorowe przerywniki dość monotonnej akcji.

Scenariusz Daniela Arbaczewskiego (reżysera spektaklu) poszatkował nieco wiedzę zawartą w książce Kasdepke i przerobił ją na ciężej strawną, bo nafaszerowaną terminami, papkę. Spore wątpliwości może budzić również wizja człowieka szczęśliwego/spełnionego, która wyłania się z przedstawienia. Czy na pewno warto utożsamiać życiowy sukces z grubym portfelem i zasobnym kontem bankowym? W jednej ze scen, w której pracownicy laboratorium porównują swoje dochody, zarabiający najmniej Filip wygłasza komentarz, że z takimi pieniędzmi wstyd „pokazać się na mieście”. Podwyżka traktowana jest zaś jako jedyna słuszna nagroda za kreatywność pracownika.

Przedstawienie mimo wielu niedociągnięć zagrane jest lekko i dynamicznie. Aktorzy wykreowali o tyleż oryginalne, co kuriozalne postaci. Paweł Pawlik jako profesor z rozbuchanym ego jest dominujący i zuchwały; Bożena Oleszkiewicz jako Pani Bożenka – uroczo zahukana i introwertyczna. Młodszą część widowni rozbawiły głównie słowne przepychanki Filipa Niżyńskiego i Seweryna Mrożkiewicza.

Wydawałoby się, że „Zaskórniaki” mają w sobie to wszystko, czego potrzebuje dobre przedstawienie: świetnych aktorów, ciekawą scenografię, zachwycającą muzykę i wesoły tekst. Odnoszę jednak wrażenie, że wygórowane ambicje reżyserskie rozminęły się z potrzebami i możliwościami poznawczymi dziecięcego odbiorcy. Niby jest wszystko, a jednak czegoś brak. Taki ekonomiczny paradoks.

(fot. Waldemar Łomża)


Komentarze