"Kichot" - reż. Joanna Gerigk - Wrocławski Teatr Lalek




Jak odnaleźć świeżość, blask i bliską współczesnemu widzowi wrażliwość w tekście, który obrósł nieskończoną ilością interpretacji, stał się podstawą do mnóstwa adaptacji i przeróbek? Kim jest przemyślny szlachcic Don Kichot, przepisany na język teatru przez Joannę Gerigk? Postać to ze wszech miar szlachetna, wojownicza, błędny rycerz, jakiego potrzebuje dziś świat – ostatni sprawiedliwy.

Spektakl na podstawie powieści Miguela de Cervantesa w przekładzie Wojciecha Charchalisa ukazuje Kichota nie tyle jako szaleńca, co znudzonego codzienną rutyną świadomego czytelnika, którego literacka namiętność skłoniła do wyboru alternatywnego świata wyobraźni. Już w pierwszych scenach jawi się nam powtarzalność dni bohatera – podwójność sceny ukazującej poranne rytuały (kąpiel, pogwarki z gospodynią i siostrzenicą, ubieranie się, lektura i przygotowanie do wyjścia na polowanie) celowo rażąca monotonią, pozwala w zupełności zrozumieć motywacje postaci. Tylko literatura, mówiąca o wielkich przygodach i wielkich czynach, pozwala na ucieczkę przed przyziemnością. Świat nie rozumie jednak bohaterów na miarę Kichota – troska o jego stan psychiczny skutkuje zniszczeniem potężnych literackich zbiorów (scena palenia książek, wrzucanych do buchającego dymem pieca, okazuje się estetycznie złowieszcza i fascynująca).

Kichot postępuje szlachetnie, choć jego czyny okazują się bezsensowne, bezpodstawne i tak naprawdę nikomu nie służą. Jego postać jest nośnikiem ideałów, których wyznawanie nie bardzo się już ludziom opłaca. To on staje w obronie uciemiężonych, sławi honor dam, stawia na piedestale swoją miłość do niemal mitycznie pięknej Dulcynei z Toboso. W ukazywanych na scenie epizodach z jego życia widoczny jest dystans i jawna drwina, z jaką traktują go inne postaci (gospodarz nazywany przezeń „kasztelanem” przygotowuje quasi-sakralny rytuał pasowania Kichota na rycerza; kobiety, przed którymi wychwala urodę ukochanej, okładają go parasolkami). W finałowej pieśni-lamencie sławi się jednak jego wzniosłe czyny i motywacje, które bezpowrotnie odchodzą w przeszłość.

Spektakl zachwyca przede wszystkim stroną wizualno-muzyczną. Konstrukcja ruchomej sceny, przypominającej katedrę lub zamek, nawiązuje do teatru średniowiecznego. Główne skrzydła otwierają się do wewnątrz, odsłaniając szerszy plan drewnianych platform, na których poruszają się bohaterowie. W przedstawieniu wykorzystano urokliwe drewniane lalki (których twórcami są: Jaroslav Doležal, Slavek Zubkov, Marek Šterbák i Maciej Luściński) mniej lub bardziej ruchome (najwięcej możliwości animacyjnych dają Kichot i Sancho, z ruchomymi głowami i zginającymi się kończynami). Każdy z piątki aktorów (Kamila Chruściel, Marta Kwiek, Tomasz Maśląkowski, Konrad Kujawski i Sławomir Przepiórka) ubranych w niby średniowieczne ciemne kaftany i mnisze kaptury, udatnie wciela się w kilka ról. Towarzysząca dialogom muzyka Sebastiana Ładyżyńskiego, z wdzięcznymi motywami hiszpańskimi, wykorzystuje brzmienia lutni i violi da gamba, nawiązując do brzmień doby renesansu.

Przedstawienie znakomicie łączy wzniosłość z humorem, często rubasznym lub nawet czarnym. W tekście znalazło się miejsce dla zabawnych gier słownych i paradoksów. Scena walki z wiatrakami okazuje się zaskakująco krwawa, a motyw „zmartwychwstania” głównego bohatera, o tyleż przerażający, co zabawny. Humor rodzi się na styku ideałów i bardzo od nich odległej zwyczajności - świetnie widać to w scenie, w której opiewana przez Kichota Dulcynea okazuje się „Ziutą Wawrzynówną”, urządzającą szaleńczy pościg za kurą.

Spektakl, przeznaczony dla młodzieży i widzów dorosłych (wydaje się, że programowy próg10+ należałoby jednak podnieść o co najmniej kilka lat) jest widowiskiem rozpiętym między żywiołem tradycji i nowoczesności. Świadomie wykorzystuje teatralne motywy średniowieczno-renesanowe, by snuć opowieść o błędnym rycerzu, który, choć wydaje się mocno anachroniczny, jest nośnikiem ideałów, za którymi tęskni dzisiejszy świat.

(fot. Natalia Kabanow)

Komentarze