"13 bajek z królestwa Lailonii" - reż. Marta Streker - Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu




Adaptując “13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych” na potrzeby wałbrzyskiego Teatru Lalki i Aktora, reżyser Marta Streker podjęła się karkołomnego zadania. Z kilkunastu całostek znaczeniowych, składających się na swego rodzaju mitologię legendarnej Lailonii, stworzyła jedną narrację, nie tracąc przy tym nic z literackiej urody tekstu. Owa sceniczna kompilacja była możliwa dzięki podkreśleniu baśniowości poszczególnych historii i ich uniwersalnego wymiaru.

Trzynaście bajek składa się na barwny, czasami wręcz kabaretowy przegląd lailońskich opowieści, których natura opiera się na uroku dziwności, absurdu i groteski. Już na poziomie przedakcji aktorzy ubrani w surowe, szare kostiumy, przechadzają się po teatralnej sali, rozglądają po kątach; wciąż znajdują się w ruchu, by oddać klimat poszukiwania legendarnej krainy. Lailonia, której nazwa widnieje na tylnej ścianie sceny w formie jaskrawo świecącego neonu, jest ojczyzną paradoksów, przekraczającą granice czasu i przestrzeni. To swego rodzaju utopia na opak: mit idealności ściera się w niej z bardzo ludzką niedoskonałością bohaterów poszczególnych historii.

Co ciekawe, każdy z epizodów został opowiedziany nieco inaczej, z wykorzystaniem odmiennych technik lalkowo-dramatycznych (za oryginalną scenografię i kostiumy jest odpowiedzialna Katarzyna Leks) . Spektakl zaczyna się bardzo mocnym, wręcz psychodelicznym akcentem, jakim jest przywołanie opowieści o garbie prowadzącym do zguby swego „nosiciela” (z czarnego plecaka noszonego przez aktora, wydobywane są kończyny przerażającej, nieco pajęczej lalki, która zdominowuje animatora). Mroczna w wymowie okazuje się też historia „Pięknej twarzy”: czeladnik piekarski, Nino, obdarzony najpiękniejszą na świecie twarzą nosi ją w kuferku – jego „beztwarzowość” oddano poprzez nałożenie lustrzanego sześcianu na głowę aktora. W opowieści o Gyomie, który został starszym panem, urokliwie wypadają wesoło animowane tintamareski; w historii „oburzających dropsów” – potężne, osadzone na długich kijach lalkowe głowy. Efekt tajemniczości i grozy osiąga się też za pomocą niepokojącej gry świateł (wyraźnej zwłaszcza w scenach wędrówek trzech braci z „Opowieści o największej kłótni”). Kilka bajek ma charakter scenicznych „przerywników” w postaci dynamicznych piosenek z muzyką Sebastiana Ładyżyńskiego.

Założenie przeniesienia na scenę całości literackiego pierwowzoru niesie ze sobą ryzyko chaosu i niejednorodności. Przedstawienie siłą rzeczy rozbija się na szereg epizodów, następujących kolejno po sobie. Historie snują się wbrew logice i zasadom prawdopodobieństw, ale jest w tym szaleństwie urok i humor. Krótkie odsłony opowiadające o wciąż nowych bohaterach, przypominają kabaretowe skecze lub legendarne scenki z Teatrzyku Zielona Gęś. Największą siłą przedstawienia jest właśnie owa dziwność i niekonwencjonalność. Sporo w lailońskich historiach komizmu sytuacyjnego i językowych paradoksów. Scena z uciekającymi naleśnikami w moim teatralnym słowniku stanowczo zyskała miano kultowej. Zespół aktorski zdaje się świetnie bawić, szarżuje od pierwszej do ostatniej minuty spektaklu. Jedynie zakończenie wydaje się mało wyraziste, jest jedynie zasygnalizowaniem finału ostatniej historii, trudno zeń wyciągnąć ogólne przesłanie, gdy światło gaśnie niemal in media res.

„13 bajek z królestwa Lailonii” Marty Streker nie wnika zbyt mocno w głąb filozoficznych treści literackiego pierwowzoru, jedynie delikatnie je sygnalizując. Jest jednak żywiołową narracją o Innym, a dzięki temu tajemniczym  i atrakcyjnym miejscu, którego próżno szukać na mapach. Odsłania przed młodym widzem urok absurdu i zaprasza go do gry nieskrępowanej wyobraźni.

(fot. Waldemar Łomża)

Komentarze