Beth O'Leary - "Współlokatorzy"



Lektura z gatunku przyjemnych, zabawnych, trochę przewidywalnych, ale za to sympatycznie błyskotliwych. Leon jest pielęgniarzem w hospicjum i w związku z tym pracuje w nocy. Ponieważ pilnie potrzebuje pieniędzy, by opłacić obrońcę swego niewinnie oskarżonego brata, postanawia wynajmować mieszkanie na czas swojej w nim nieobecności. Na ogłoszenie odpowiada Tiffy, ekscentryczna redaktorka książek o rękodziele, która szuka równowagi po rozstaniu z toksycznym facetem. Bohaterowie dzielą zatem lokum i łóżko, w ogóle się nie znając. Jak to jednak w przypadku współlokatorów bywa, prędzej czy później okaże się, że konieczna jest wymiana praktycznych informacji. Tiffy i Leon zaczynają ze sobą korespondować na samoprzylepnych karteczkach, a z czasem ich rozmowy w miniaturze stają się coraz bardziej osobiste.

O'Leary zręcznie operuje schematem powieści w listach; epistoły bohaterów wpisane są jednak z szerszą narrację, prowadzoną na zmianę z męskiego i kobiecego punktu widzenia. Jest w jej historii i sentymentalna tęsknota za romantyzmem, i bardzo trafna diagnoza współczesnych związków. Bohaterowie ze wszystkimi swoimi drobnymi dziwactwami i wielkimi traumami od początku budzą sympatię. Mimo żonglowania "zgranymi" motywami fabularnymi, autorka potrafi je połączyć w sposób nieoczywisty i wciąga czytelnika w opowieść, której słucha się z przyjemnością. 

Komentarze