Gail Honeyman - "Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze"





Powieść bardzo pozytywna, choć jednocześnie przejmująca głębokim smutkiem; historia o tym, jak budować swoją tożsamość i radość życia mimo traumatycznych doświadczeń. Eleanor ma trzydzieści lat, z wykształcenia jest filologiem klasycznym, lecz od lat zajmuje się rachunkowością w firmie graficznej. Prowadzi bardzo uporządkowane życie, codziennie samotnie je lunch, wieczorem przyrządza identyczną kolację, w każdą środę rozmawia przez telefon z matką, a w weekendy odpręża się, pijąc wódkę i śpiąc. Jest trochę ekscentryczna, chodzi w nieodłącznym bezrękawniku i butach na rzepy, rzadko odzywa się do współpracowników, którzy mają ją za dziwaczkę. Eleanor dobrze znosi samotność i nie zamierza nic w swoim życiu zmieniać. Wszystko jednak staje na głowie pod wpływem przystojnego muzyka, pewnego starszego pana i nowozatrudnionego w firmie informatyka. 

Powieść, której narratorką jest sama Eleanor, zrazu wydaje się lekką opowiastką o dziwnej kobiecie, która przeżywa nastoletnie zauroczenie. Bohaterka, nieco wycofana i zagubiona w regułach życia społecznego, postanawia zadbać o siebie "w imię miłości". Wyjście do świata i podejmowanie odważniejszych decyzji poprowadzi ją w zupełnie inne miejsce niż zakładała. Jesteśmy świadkami jej dojrzewania, nawiązywania relacji międzyludzkich, w końcu - konfrontacji z bolesną przeszłością. Powieść mówi o samotności jako chorobie dzisiejszych czasów, o oswajaniu trudnych wspomnień, budowaniu zaufania do siebie i przebaczenia sobie. Tonem lekkim i dowcipnym opowiada o sprawach arcytrudnych, podkreśla wartość ludzkiego życia i wyjątkowości jednostki. Historia Eleanor dowodzi, że nawet jeśli przeżywa się wiele złych dni, nigdy nie można tracić nadziei na lepsze.

Komentarze