Gdyby ktoś postawił przede mną karkołomne zadanie streszczenia powieści Flanagana w jednym zdaniu, powiedziałabym, że to historia o znikaniu. Znikanie jest tu rozumiane nie tylko jako ostateczność śmierci, ale i jako bierna zgoda ludzkiego gatunku na własną apokalipsę. Autor, opowiadając o jednej rodzinie z Tasmanii, kreśli wielowymiarowy obraz współczesności, naznaczonej katastrofami naturalnymi i ginięciem gatunków, przed którą człowiekowi najłatwiej jest uciec w wirtualny świat. Ucieczka ta okazuje się mieć swoją cenę - zanik autentycznych relacji, nieumiejętność dialogu, wszechobecne kłamstwo i przemilczenie, a w końcu - brak miłości.
Kiedy Francie, kobieta w mocno podeszłym wieku, trafia w ciężkim stanie do szpitala, trójka jej dorosłych dzieci staje przed poważnym dylematem - czy przedłużyć matce życie za wszelką cenę, czy pozwolić jej odejść. Anna (z perspektywy której oglądamy wydarzenia) i Terzo to typy dominujące, ludzie sukcesu, rozwijający swoje kariery poza Tasmanią (gdzie niegdyś się wychowywali), mający odpowiednie znajomości. Trzeci z rodzeństwa, Tommy, mieszkający najbliżej matki i najbardziej z nią związany, jest tym nieudanym bratem, niespełnionym artystą, imającym się różnych zajęć ojcem chorego psychicznie syna. Nietrudno się domyślić, że to Anna i Terzo będą podejmować decyzje w imieniu wszystkich. Czy jednak stosowanie uporczywej terapii, która nie tylko nie przynosi poprawy, ale i przysparza chorej dodatkowego bólu, jest usprawiedliwione? Czy można uratować komuś życie wbrew jego woli?
Historia rodzinna, która sięga w przeszłość Francie i jej dzieci, okazuje się swoistą przypowieścią o dobru i złu, o wolnej woli, o sensie cierpienia. Opowiadając o Francie i Annie, Flanagan przedstawia różne modele życia kobiet, rozpięte między spełnionym macierzyństwem, które może się wiązać z rezygnacją z zawodowych ambicji, a osobistym sukcesem osiąganym za cenę marności życia rodzinnego. Każda z postaci została zarysowana bardzo wyraziście, z wielką dbałością o prawdę psychologiczną.
Opowieść o dzieciństwie i młodości Francie, która od ojca uczyła się afirmacji życia i wrażliwości na piękno, silnie kontrastuje z historią o zagubieniu, frustracji i niespełnieniu jej dorosłych dzieci, które przez lata pielęgnują w sobie traumę straty czwartego z rodzeństwa, Ronniego. Rodzinne tajemnice stopniowo wychodzą na jaw, a wspomnienia przeszłości towarzyszą bohaterom podczas czuwania przy szpitalnym łóżku słabnącej matki.
Flanagan z pewną surowością mówi o współczesnym świecie, umieszczając historię rodzinną na tle medialnych doniesień o pożarach buszu w Australii. Jest to świat, który okrutnie się zmienia, który ginie na naszych oczach. Człowiek okazuje się jednak mistrzem w odwracaniu wzroku, skupiając uwagę na biernym przyjmowaniu treści Instagrama, memów i tweetów. Strumień informacji, kolorów, zdjęć i filmików, pozwala na wyłączenie umysłu, chroniące przed stanięciem twarzą w twarz z osobistymi i globalnymi problemami.
Autor potrafi połączyć w spójną całość makro- i mikrohistorię, przez pryzmat odchodzenia pojedycznego człowieka przedstawia schyłkowość naszego gatunku. Jako jedyny ratunek przed śmiercią wskazuje indywidualne akty szalonej nadziei, czułości, wrażliwości i skupienia na drugim człowieku.
Dzięki jak zwykle niezwykle twórczemu i pięknemu przekładowi Macieja Świerkockiego, możemy obcować z doskonałym pod względem językowym dziełem, łączącym konkret obyczajowego opisu z poetycką metaforą. "Żywe morze snów na jawie" to lektura wymagająca, ale i stanowiąca czytelnicze wyzwanie, elegia na odejście współczesnego świata, a zarazem pochwalna oda na cześć życia.
Kilka dni temu spotkałem mojego znajomego. On powiedział mi ,że jak skorzystam z 514 455 736 to dostanie bardzo duże odszkodowanie.
OdpowiedzUsuń