Lars Saabye Christensen - "Magnes"


 

Nie mam pojęcia, dlaczego tak długo zwlekałam z lekturą Christensena, zawsze trochę przerażała mnie objętość jego książek ("Magnes" liczy około tysiąca stron) i zastanawiałam się, czy udźwignę tak wielką porcję ambitnej wysokiej prozy. A teraz jestem zachwycona autorem i na pewno sięgnę po jego kolejne tytuły.

"Magnes" to monumentalna, rozciągnięta na kilka dekad historia Jokuma Jokumsena, nieśmiałego i tyczkowatego studenta literatury, który zaczyna zajmować się fotografią. Od czasów studenckich towarzyszy mu Synne Sager, jego wielka miłość. Już na początku powieści narrator zaznacza, że bohaterowie mają za sobą wiele wspólnych lat i śledzi rozwój ich relacji, losy ich rodzin i karier, od samego początku.

Co ciekawe, narratorem powieści jest debiutujący pisarz, który mieszkał w akademiku z Jokumem i Synne, a teraz pisze o nich powieść (!). Bardzo lubię takie metaliterackie chwyty, zwłaszcza że osobisty los pisarza i jego twórczości wdziera się niekiedy w opowieść o głównych bohaterach, a "autor" opowiada o samym procesie pisania i naturze literatury w ogóle. 

Tytułowy magnes jest charakterystycznym przedmiotem-motywem, który wielokrotnie w pojawia się w powieści, w różnych znaczeniach, jako swego rodzaju talizman Jokuma, który wciąż gubi się i odnajduje, stanowiąc - niby magdalenka Prousta - symbol i łącznik ze światem młodości i twórczych korzeni.

Powieść jest imponującą historią o sztuce, fotografii i literaturze, a przede wszystkim o miłości, która zmienia się przez lata i kształtowana jest przez codzienność i dramatyczne doświadczenia. Jokum jest postacią, do której żywię prawdziwy sentyment, mimo jego nieporadności, niezręczności i zagubienia (początkowe dialogi z Synne i w czytelniku mogą wzbudzić dreszcz wstydu i zażenowania). 

Dzięki przekładowi Iwony Zimnickiej można docenić charakterystyczny, pełen uszczypliwości, sarkazmu, ale i melancholii język powieści. Znajdziemy w "Magnesie" również wiele literackich nawiązań, przede wszystkim do "Procesu", "Wielkiego Gatsby'ego" i twórczości Camusa (kilkakrotnie trafiamy na sytuacje, w których Jokum zostaje wplątany w przedziwne zdarzenia niczym Józef K.). 

Ze względu na objętość powieści, dawkowałam ją sobie w mniejszych odcinkach, co pozwoliło na docenienie jej wielkiej wartości. To z pewnością jedna z książek, o których po przeczytaniu ostatniej strony, pomyślałam: "to było coś".

Komentarze