"Może morze" - reż. Michał Derlatka - Wrocławski Teatr Lalek



Może morze”, spektakl w reżyserii Michała Derlatki, na postawie tekstu Maliny Prześlugi, to przedsięwzięcie bez wątpienia efektowne wizualnie. W przedstawieniu posłużono się rozmaitymi technikami inscenizacyjnymi, począwszy od (paradoksalnie) nieco zaniedbanej we Wrocławskim Teatrze Lalek klasycznej lalkowej animacji po grę w żywym planie. Treść jednak, choć pięknie podana – nieco rozczarowuje i zwyczajnie nuży.

Rdzeń akcji stanowi opowieść o niezwykłej przyjaźni Bałwana i Marchewki. Bohaterowie współistnieją na zasadzie kontrastu: Bałwan jest łagodny i flegmatyczny, zachwycony każdym szczegółem istnienia, Marchewka – choleryczny i zgorzkniały (smutki topi w Salad Barze, popijając...wodę). Obaj ocierają się jednak o śmierć: Marchewce udaje się nie trafić pod nóż kucharza gotującego zupę, Bałwanowi grozi zaś roztopienie wskutek zbliżającego się ocieplenia. Wspólna, nocna podróż nad morze, pozwoli tej dwójce przekonać się, że przyjaźń odmienia spojrzenie na świat, że „wszystko jest możliwe”, a początek i koniec cechuje to samo piękno.

Tekst Prześlugi, choć nagrodzony Grand Prix ostatniej edycji Konkursu na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży, organizowanego przez Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu, zdaje się poruszać zbyt wiele tematów, z których żaden nie został konsekwentnie rozwinięty. Mowa w nim i o przyjaźni i poświęceniu, o odkrywaniu uroków życia, o przekraczaniu własnych ograniczeń, o śmierci i przemijaniu. Wiele spośród tekstów dialogowych przemawia przede wszystkim do widza dorosłego poprzez rozmaite aluzje i nawiązania, u widza dziecięcego (zauważmy, że spektakl przeznaczono dla dzieci od lat 5) może budzić co najwyżej zdziwienie lub nawet niepotrzebne, niezbyt bezpieczne konotacje (np. kiedy Marchewka przekonuje Bałwana, że to ona, a nie on, powinna umrzeć, gdyż jest „tylko starym, pomarszczonym warzywem”, a na słowa Gołębia: „Dziwna z was para”, reaguje gwałtownie: „Nie jesteśmy parą!”).

Sam kontekst inscenizacyjny, w który wpisano opowieść, wypada bardzo dobrze. Narratorem okazuje się sam Marchewka (bardzo dobry Krzysztof Grębski), który snuje opowieść o swojej znajomości z Bałwanem przed prawie niemym Kucharzem (Sławomir Przepiórka – udała mu się wielka sztuka wzbudzania skrajnie różnych emocji poprzez cały wachlarz min i odgłosów). Scenografia Michała Dracza naprawdę robi wrażenie: wielki, szary stół, przy którym pracuje kucharz, przeobraża się w kolejne miejsca akcji (Salad Bar, ulicę, plażę). W rogu znajduje się potężna lodówka z eleganckim neonem „Polarny”, na której półkach kryje się stadko sympatycznych „spożywczych” bohaterów (od kiełbasy i cebuli po jednookiego ogórka w słoiku). Efektownie wypadają przede wszystkim sceny nocne: z poruszającymi się na długich pałąkach latarniami, drapaczami chmur, samochodami, które błyskają małymi reflektorkami. Klimat buduje również sentymentalna, gorzka muzyka Igora Gawlikowskiego z optymistyczną piosenką finałową w wykonaniu Grzegorza Mazonia. Ciekawie rysują się wizerunki głównych bohaterów, występujących w formie różnego rozmiaru lalek oraz przebranych w kostiumy aktorów. Na ich tle szczególnie intrygująca jest postać Sałatki, złożonej z głowy w formie talerza i poruszających się w różne strony zielonych kończyn manekinów.

Spektakl ma zatem piękne momenty, chwile, w których olśniewa kompozycja scen, zachwyca układ barw czy rozmieszczenie postaci w wielu rozmiarach na kilku planach. Podstawą rozwoju akcji jest jednak dość statyczny dialog, który przedłuża się niepomiernie zwłaszcza w drugiej części przedstawienia, gdy na scenie przebywają tylko Marchewka i Bałwan, przerzucający się mniej lub bardziej błyskotliwymi tekstami. Wypadki układają się dość absurdalnie, a umoralniające przesłanie narzuca się widzowi zbyt gwałtownie.

Obejrzenie spektaklu budzi jednakże refleksję nad ogólną kondycją teatru dla dzieci. WTL w tym sezonie postawił sobie za cel przemawianie przede wszystkim do najmłodszego widza oraz promocję nowej dramaturgii. O ile drugi z celów realizowany jest dość konsekwentnie, pierwszy może budzić wątpliwości. Obok dobrych spektakli dla najnajów, ostatnie premiery teatru okazywały się mało dziecięce: grupa wiekowa 5-11 wciąż czeka na swój głos w teatrze. Brak w nim bowiem prostych, pięknych historii bez natrętnego dydaktyzmu. „Może morze” w ten nurt niestety wpisać się nie da.



(fot. Karol Krukowski, z materiałów teatru)

Komentarze

  1. Teatr lalek jest obowiązkowym punktem programu każdego malucha. U mnie już kilka razy dziewczyny były i zawsze im się podobało. Teraz w domu pełno lalek i wózki dla lalek https://achdzieciaki.pl/wozki-dla-lalek-100 jak na straganie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto żeby dzieci chodziły do teatru na spektakle przeznaczone dla nich. To wzbogaca je kulturowo i sprawia że są bardziej kreatywne. Dobrym pomysłem jest również zabawa stolikiem edukacyjnym https://modino.pl/interaktywny-stolik-edukacyjny-clementoni-60473 który przy okazji zabawy potrafi nauczyć wiele cennych rzeczy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz