"Zrozumieć Giaura" - reż. Martyna Majewska - Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu



Co pozostało nam dziś z romantyzmu i rozterek jego bohaterów? Martyna Majewska, reżyser spektaklu „Zrozumieć Giaura” (którego premiera zamyka owocny sezon w wałbrzyskim Teatrze Lalki i Aktora) udowadnia, że całkiem sporo. Choć w przedstawieniu pada radykalne zdanie, że poematu Byrona zrozumieć się nie da, osadzenie „Giaura” we współczesnym kontekście otwiera go na nowe, feministyczno-egzystencjalne odczytania.

Nazywany przeze mnie feministycznym nurt spektaklu to paradoks kobiecej nieobecności. Leila (świetna rola – i wokal! - Aleksandry Paprockiej-Paszczyk) wschodnia piękność, ukarana śmiercią za zakazany romans z „niewiernym”, jest tu silną, sarkastyczną, świadomą siebie kobietą. Bohaterka buntuje się wobec przedstawiania jej postaci wyłącznie jako obiektu westchnień i pozbawionego osobistych odczuć ciała. Leila istnieje w poemacie tylko po to, by prowokować przeżycia i emocje męża i kochanka (oraz by - w efekcie - „umrzeć zbyt młodo”). Romantyczną miłość kobieta ocenia z przymrużeniem oka, a znajomość z Giaurem traktuje jak przelotny flirt, który zakończył się bezsensowną tragedią. Piosenka o Leili, która „ma w sobie siłę” otwiera spektakl, a w ostatnich jego scenach staje się rozpaczliwie-tęsknym męskim wyznaniem.

Bohaterka występuje przed widzem w czarnej, foliowej sukni, budzącej jednoznaczne skojarzenia tanatologiczne. Całość scenografii (autorstwa Anny Haudek) na którą składa się wyposażenie szkolnej sali gimnastycznej (materace, kozły, tyczki) utrzymana jest w ascetyczno-szpitalnej kolorystyce bieli i czerni. W głębi ustawiono perkusję, z której niepokojące dźwięki wydobywa komentujący akcję Jakub Grzybek. Pod sufitem podwieszono dziwny kłąb czarnego drutu, porównywany do splątanych włosów zmarłej Leili, a traktowany przez bohaterów jako symbol zła w czystej postaci.

Owo zło, nazywane wieloma imionami (Zemstą, Zdradą, Zbrodnią...) okaże się zresztą najważniejszym motywem spektaklu. Jest to zło uniwersalne, powtarzalne, uobecniające w każdej przestrzeni i czasie czarne scenariusze. Historia Giaura, Hassana i Leili jest jednym z nich. Aktorzy wcielający się w ich role (Paweł Pawlik, Paweł Kuźma i Aleksandra Paprocka-Paszczyk) przyjmują podwójną („dawną” i współczesną) osobowość. Są bowiem nie tylko bohaterami poematu Byrona, ale i rozgrywającego się współcześnie dramatu powtarzającego motyw miłosnego trójkąta. Historia dwóch Pawłów podkochujących się w pięknej korepetytorce, „Pani Oli”, omawiającej „Giaura” z uczniami, nadaje poematowi funkcję podrzędną wobec historii obyczajowej, dziejącej się tu i teraz, w mocno młodzieżowym klimacie.

„Młodzieżowość” opowieści przejawia się w ironicznym podejściu do literackiego oryginału. Przeżywający zauroczenie chłopcy tłumaczą poemat po swojemu (znakomite sceny recytowania fragmentów tekstu Byrona w przekładzie Mickiewicza – z pokazywaniem!). Pokoik, w którym odbywają się korepetycje, wyróżniony jest z całości sceny za pomocą przestrzennej konstrukcji diodowych listewek, jarzących się oślepiającym blaskiem. Przenikanie zła do bezpiecznej (białej, czystej, jeszcze niewinnej) przestrzeni bohaterów odbywa się niepostrzeżenie, lecz nieuchronnie. W scenie szkolnej dyskoteki aktorzy tańczą z czarnymi balonami; nauczycielka osaczona przez żądnego zemsty ucznia owijana jest od stóp do głów w czarną, przypominającą bandaż, taśmę, która zasłania jej usta i odbiera mowę.

Spektakl sprawnie łączy motywy komiczno-rozrywkowe z zapowiedzią tragedii. Bardzo dobre aktorstwo sprawia, że sceniczna przestrzeń buzuje od sprzecznym emocji. Z sarkastycznym uśmieszkiem śledzimy słowne przepychanki chłopców i nieudolne flirty z korepetytorką, z niepokojem zaś oczekujemy na objawienie się zła, które cały czas czai się w tle, by kogoś „opętać”.

Przedstawienie jest ciekawie skomponowane, bardzo dynamiczne. Symbol styka się w nim z dosłownością, a dowcip z przeczuciem trwogi. Nastrojowa muzyka Dawida Majewskiego, połączona z perkusyjnym podkładem na żywo, zawieszona między klasyką a nowoczesnością, łączy różne gatunki i style: wzmacnia jednak przede wszystkim emocjonalny wydźwięk scenicznych dialogów i sytuacji.

Choć sam tekst „Giaura” jest komicznie komentowany (bohaterowie skandują nawet przypisy!) i sugeruje się jego nieprzystawalność do współczesnego języka, kontekst egzystencjalny wydobywa zeń uniwersalne prawdy o życiu, miłości i śmierci. Poemat staje się puntem wyjścia do rozważań nad istotą relacji międzyludzkich i drobnych zranień, z których rodzą się ogromne dramaty.


Spektakl to nie tylko kawał dobrej teatralnej roboty, ale i swoisty pomost między dawną literaturą a dylematami młodego człowieka doby popkultury. Przedstawienie rozbiera „Giaura” na części pierwsze, stawia je nam przed oczy i – paradoksalnie – nie każe rozumieć. Tworzy jednak przestrzeń dla wielkich pytań, których wcale nie trzeba zadawać z wielkim zadęciem i powagą.  

Komentarze