Mike Gayle jest dla mnie - obok Nicka Hornby'ego - jednym z literackich "równych chłopaków", z którymi warto spędzić trochę czasu. Ujął mnie przede wszystkim antyromantycznym opowiadaniem miłosnych historii z męskiego punktu widzenia. Męscy bohaterowie powieści Gayle'a to faceci, z którymi chciałoby się pogadać. Wiedzą dużo o muzyce i filmach, posiedzą z kumplami w pubie, jak się przyjaźnią, to na amen i - choć kiepsko im wychodzi mówienie o miłości - za swoimi babkami pójdą w ogień.
"Zupełnie nowy przyjaciel"to historia londyńczyka, Roba, z który przeprowadza się do swojej dziewczyny, Ashley, do Manchesteru. Kumpli zostawia w Londynie, więc trochę mu tam samotnie. A że po trzydziestce przyjaciela znaleźć niełatwo, marnie mu idzie nawiązywanie nowych znajomości. Do momentu pojawienia się Jo - kobiety z charakterem, z którą da się rozmawiać jak z kumplem.
A że przyjaźń damsko-męska to rzecz wielce problematyczna, i w tym wypadku pojawią się problemy.
Gayle opowiada historię Roba bez żadnej ckliwości, nie funduje łatwych rozwiązań. Jest zabawnie,ale i mądrze. A przede wszystkim z morałem: potrzebujemy siebie nawzajem - i kropka.
(zdj.empik.com)
(zdj.empik.com)
Komentarze
Prześlij komentarz