"Ja, Syzyf" - Puppet's Lab - Bułgaria - Lalka też Człowiek 2016 - XI Międzynarodowy Festiwal Teatru Lalek i Animacji Filmowych dla Dorosłych
Syzyf w kulturze europejskiej jest
postacią tragiczną – podlegającą okrutnemu przeznaczeniu
zabawką bogów, skazaną na wieczne dźwiganie ciężaru losu
i zamknięcie w pułapce powtarzalności. Spektakl bułgarskiego
teatru Puppet's Lab „Ja,Syzyf” (reż. Veselka Kuncheva) ukazuje
tę postać – i jej bezsensowne próby ucieczki ku wolności
– w schizofrenicznym zwielokrotnieniu.
Przedstawienie
jest rewelacyjnie skomponowane i zagrane: aktor i lalka funkcjonują
na scenie na równych prawach i wchodzą ze sobą w interakcje.
W wielu scenach są wręcz ze sobą zrośnięci, jako kilka wcieleń
tej samej postaci toczącej wewnętrzną walkę o zachowanie swojej
tożsamości. Na samym początku spektaklu aktor (znakomity Stoyan
Doychev) znajduje się w „kokonie” z rajstop (które w
późniejszych scenach okażą się niezwykle plastycznym
materiałem i będą służyć do budowania kolejnych lalkowych
wcieleń), na ramionach zaś dźwiga dwie potężne głowy postaci
niejako powołujących jego ciało do istnienia, niby walczących ze
sobą demiurgów. Syzyfowy kamień symbolizuje sześcienna,
czarna skrzynka, którą aktor próbuje unieść,
traktuje jak instrument (wybijając na nim rytm), a w końcu – jako
postument, na którym prezentuje się widzom.
W poszczególnych scenach
aktor animuje małe laleczki z białymi główkami: raz ich
ciało składa się z rozciągliwych rajstop lub rękawów
stroju aktora; ich rękami stają się jego palce lub stopy. Malutkie
postaci wchodzą z animatorem w dialog: jak gdyby prosząc o wsparcie
w dźwiganiu ich ciężarów (sceny, w których Doychev
jest „zaczepiany” przez lalkę wypadają szczególnie
zabawnie, a niewiarygodna „osobność” lalki ma swój
przerażający urok). Tytułowy Syzyf pojawia się również
jako seria identycznych wcieleń, tragicznie na siebie skazanych,
podejmujących różne czynności, które stają się dla
nich kolejnym więzieniem (czytanie, taniec, muzyka: każdy akt staje
się beznadziejną spiralą powtórzeń). Okrutne
zwielokrotnienie postaci ukazano także symbolicznie w formie
harmonicznego instrumentu, w który jest zaplątany aktor czy
ciąg mieszczących się w sobie niczym rosyjskie matrioszki
lalkowych głów. Olśniewająco estetycznie wypadają, budzące
zarazem trwogę, sceny, w których animator gra postać
podwojoną, zmagającą się ze sobą samym (głowa postaci
umieszczona jest na poziomie kolan aktora).
Spektakl jest bardzo ascetyczny w
formie: na skąpanej w półmroku i tonącej w gęstym dymie
scenie najważniejszy jest sam animator i jego lalki. Akcja rozgrywa
się w przestrzeni umownej, symbolicznej, w tle słyszalny jest
powtarzalny wciąż dźwięk przesuwania wielkiego ciężaru. W
przedstawieniu pada niewiele słów, komunikacja postaci opiera
się na prostych dźwiękach, a rytm scen podkreśla muzyka Hristo
Namlieva.
„Ja,
Syzyf” dzięki swemu onirycznemu charakterowi wciąga widza w
hipnotyczny seans, skupiając jego uwagę od początku do końca. Nie
ma w spektaklu słabszych momentów: oryginalność rozwiązań
animacyjnych każe nam z niecierpliwością wyczekiwać kolejnych
scen. Mądra i pomysłowa interpretacja mitologicznego tematu
podkreśla jego aktualność. Mroczne, uwierające przedstawienie
każe i nam postawić sobie pytanie: jak radzimy sobie we własnym
piekle powtarzalności?
Komentarze
Prześlij komentarz