Alice Feeney - "Czasami kłamię"





Wytrawnego czytelnika kryminałów i thrillerów (że się tak nieskromnie określę) zaskoczyć niełatwo. Na szczęście istnieją jeszcze książki przełamujące wszechobecny od czasów "Dziewczyny z pociągu" schemat: ona jest świadkiem zbrodni, ale w sumie piła wcześniej alkohol, więc nie jest pewna, co widziała. "Czasami kłamię" to przebiegle skonstruowany thriller psychologiczny, w którym - zgodnie ze złowieszczym tytułem - prawda miesza się ze sprytnym zmyśleniem i niemal do samego końca budzącymi wątpliwości domysłami. 

Amber Reynolds jest w śpiączce - w rozdziałach sygnowanych jako "teraz" poznajemy jej myśli w owym stanie nieświadomości. Kobieta wie jedynie, że jest w szpitalu i miała wypadek, ale na tym pewność faktów się kończy. Amber sama oczywiście nie może reagować na otaczającą ją rzeczywistość, ale słyszy rozmowy personelu medycznego i odwiedzających - przede wszystkim męża i siostry. Na podstawie strzępków informacji próbuje przywołać w pamięci wydarzenia sprzed wypadku i dociec jego bezpośrednich przyczyn. Narratorka sięga również do odległej przeszłości - fragmentów dzienników z dzieciństwa i epizodów z dorosłego życia. Rozdział po rozdziale dopasowujemy zatem małe fragmenty układanki budujące obraz tożsamości głównej bohaterki i jej pogmatwanych relacji rodzinnych.

Amber odsłania przed czytelnikiem różne, nie zawsze budzące sympatię, oblicza i pozostawia nam weryfikację własnej wiarygodności. Powieść zaczyna się i kończy tytułowym hasłem"czasami kłamię" - ogromną frajdę sprawiło mi odkrywanie kiedy i dlaczego.

Komentarze