Poraz pierwszy od dawna nie polecam. Wedle zapowiedzi wydawcy miało być sympatycznie,wesoło i romantycznie,a wyszło chaotycznie,kuriozalnie,a nawet ... głupio. Macie tak czasem,że w książce nie lubicie dosłownie nikogo, wliczając głównego bohatera? To właśnie dla mnie jeden z takich przypadków. Historia jest tak odklejona od rzeczywistości,że przypomina niezbyt dobry scenariusz gry komputerowej.
Lauren mieszka w Londynie i jest singielką. Pewnego wieczoru po powrocie z wieczoru panieńskiego przyjaciółki zastaje w mieszkaniu mężczyznę,który podaje się za jej męża. Jak się za chwilę okaże,gdy tylko mąż pod jakimś pretekstem wejdzie na strych, w mieszkaniu pojawia się kolejny mąż,a świat Lauren się resetuje (tj.zmienia się jej wystrój mieszkania,miejsce pracy,pakiet znajomych i jakość relacji z siostrą i sąsiadami). Tak,wiem,brzmi kretyńsko - i tak niestety jest aż do końca,a naprawdę chciałam dać autorce szansę!
Bohaterka jest rozmemłana i nijaka,pozbywa się kolejnych mężów pod byle pretekstem,więc "zalicza" prawie dwustu partnerów,zanim podejmie jakąkolwiek decyzję,co dalej. Myślałam,że będzie chociaż jakiś z tego morał,ale nie. Lauren sama nie wie,czego chce,ale ciągle myśli,że jak trafi na tego jedynego,to poczuje to szóstym zmysłem (choć nie mam pojęcia,jak,skoro wielu mężczyzn szybko skreśla,gdy tylko pojawią się jakiś problem,a reset świata skłania ją do zachowań ryzykownych i co najmniej lekkomyślnych). Kiedy w pewnym momencie zostaje sama, z radości ,że odzyskała wolność,zaczyna...randkować (naprawdę,kobieto?). Tak więc ani wizja singielstwa ani małżeństwa nie jest tu szczególnie zachęcająca,bohaterowie ciągle się zmieniają z powodu "resetu",więc nie ma jak się do nich przywiązać. A Lauren irytowała mnie od początku do końca. Czytacie na własną odpowiedzialność,może jestem już za stara na takie kwiatki...

Komentarze
Prześlij komentarz