Spektakl “Babcia
na jabłoni” w reżyserii Jarosławia Kiliana zaprezentowano wrocławskiej
publiczności na otwarcie piątego już Przeglądu Nowego Teatru dla Dzieci. Przedstawienie
ma w sobie dziecięcą tęsknotę za baśniowością, szczyptę wyobraźni, całą gamę
kolorów i niezwykłych przygód. Historia małego chłopca tęskniącego za babcią
sytuuje się gdzieś na granicy prawdy i zmyślenia lub raczej dziecięcego
marzenia o zaklinaniu rzeczywistości.
Adaptacja
przepięknej opowieści Miry Lobe odchodzi nieco od literackiego pierwowzoru,
choć czerpie z niego obficie. Główny bohater, Andi, staje się swojskim Antkiem,
który – podobnie jak w powiastce, czuje się głęboko nieszczęśliwy, że – w przeciwieństwie
do rówieśników – nie ma babci. Jak sam wyjaśnia w jednej z pierwszych scen przedstawienia,
babcie najlepiej opowiadają historie i pozwalają na dużo więcej niż rodzice. Antek
wymyśla sobie zatem babcię, która znienacka pojawia się na jego ulubionej jabłoni.
Z wymyśloną, a zatem pozbawioną wad bohaterką, można szaleć po wesołym miasteczku,
powadzić samochód, polować na dzikie mustangi i żeglować po wzburzonych wodach,
opierając się atakom piratów. Zbieg okoliczności
sprawi, że rzeczywistość zacznie konkurować z wyobraźnią, gdy w najbliższym sąsiedztwie
zamieszka starsza pani Fink, idealnie nadająca się na „babcię na co dzień”.
Pierwsza część spektaklu
zdominowana jest przez rozszalałą wyobraźnię dziecka. Nagromadzenie efektów formalnych
i dźwiękowych rodzi niekiedy ważenie nadmiarowości. Piękny rekwizyty, kostiumy,
multimedialne projekcje, muzyka na żywo – czegóż tam nie ma! Rodzinne życie
Antka zostaje sprowadzone do rytualnych posiłków z rodzicami i rodzeństwem (z obowiązkową
wazą parującej zupy i gestem jej obfitego doprawiania przez matkę) przy stole
znajdującym się w rogu sceny. Centralne miejsce zajmuje tytułowa jabłoń –
miejsce największego szczęścia i ucieczki przed rzeczywistością. Paradoksalnie
jeden z najpiękniejszych obrazów udało się twórcom wykreować jeszcze przed rozpoczęciem
spektaklu – przy odsłoniętej scenie widzimy dyndające wśród liści nogi Antka i babci,
przywodzące na myśl przeurocze ilustracje Mirosława Pokory, zdobiące powieść Lobe
(w serii Mistrzowie Ilustracji, wyd. Dwie Siostry). Podwójność postaci babci realnej
i wyobrażonej podkreślono poprzez dobór barw: wystrój mieszkania pani Fink imituje
zieleń jabłoniowego listowia. Antek (Agata Cejba) przypomina nieco bohatera książek
i filmów „Gdzie jest Wally”: chłopiec nosi pasiastą koszulkę i czerwone
spodenki; kaszkiet nasuwa zaś skojarzenie z Czerwonym Kapturkiem. Rozdwojenie postaci
babci oddano również poprzez grę w dwóch planach – lalkowym i aktorskim (lalka
odgrywa babcię wymyśloną, aktorka – „realną”). Owa podwójność zyskuje równocześnie
metateatralny wymiar, gdy pani Fink przedstawia się jako twórca lalek i prezentuje
Antkowi wykonaną przez siebie lalkę, która wcześniej pojawiała się w scenach z babcią
na jabłoni.
Spektakl Kiliana
przemawia do dziecięcego widza przede wszystkim obrazem. Kolorowo i bajecznie
wypadają sceny w wesołym miasteczku, na statku czy podczas samochodowej wyprawy
babci i wnuka. Do opowiadanej na scenie historii zaczerpnięto z powieści jej elementy
dydaktyczne (nauka ortografii), które jednak unaocznione w dynamicznym rozwoju
akcji wydają się nieco sztuczne i niepotrzebne. Wizja rodziny została
uwspółcześniona w stosunku do literackiego pierwowzoru. Jurek, brat głównego bohatera,
zamiast czytać książki o korsarzach (jak pisze Lobe) jest wciąż wpatrzony w ekran
smartfona, a Krysia, w powieści pełna pasji, jest nieco znudzoną, wiecznie
niezadowoloną panienką. Nie do końca wybrzmiał również etyczny wymiar opowieści
Lobe – pani Fink uczy w niej chłopca, że więcej radości sprawia dawanie niż branie,
radzi mu zaproponować pomoc wiecznie skwaszonej pani Kwaśniewskiej (w spektaklu
nie wiedzieć czemu przemianowanej na Krokodylewską – czy jedynie by dopasować
nazwisko do zieleni kostiumu i otoczenia?) w przedstawieniu ich spotkania
wydają się dość przypadkowe i nie wpływają znacząco na zachowanie chłopca.
Spektakl jest dobrze
skomponowany pod względem estetycznym - obok scenografii Weroniki Karwowskiej
na uwagę i podziw zasługuje muzyka Krzesimira Dębskiego. Historia uszyta jest
jednak z drobnych fragmentów, nie zawsze spójnie ze sobą połączonych – nawet chwilowe przerwy w akcji są odczuwalne i zakłócają odbiór całości dzieła. Aktorzy WTL-u
grają wprawdzie jak zwykle dobrze, lecz brak w spektaklu wyrazistych kreacji. Najbardziej
dopracowaną z postaci jest pojawiająca się w dwóch wcieleniach babcia (Jolanta Góralczyk).
Agacie Cejbie w roli Antka nie można odmówić zapału i dziecięcej werwy; przypisano
jej jednak kilka stałych schematów zachowań (jak wciąż identyczne podrywanie się do biegu).
„Babcia na jabłoni”
w zasadzie ma w sobie wszystko, czego
oczekuje się od dobrego spektaklu dla dzieci – ciekawą historię, opowiedzianą w
interesującej scenerii, piękne obrazy i wyraźny morał. Brakuje jej jednak narracyjnej
konsekwencji, spójności i dynamizmu. Przedstawienie robi ważenie, pytanie
jednak brzmi – na ile trwałe? Zakrzyczano nieco subtelność literackiego pierwowzoru.
Czy jednak dla maluchów żądnych scenicznych efektów i barw, na pewno jest to
wadą? Czas i młodzi widzowie pokażą.
Komentarze
Prześlij komentarz